-O której wrócisz? – spytała Anne wychylając głowę przez
okno samochodu.
- Mamo, nie wiem – glos Harry’ego przybrał nieco zirytowany
ton. Chłopak z politowaniem odchylił głowę do tyłu i spojrzał w już prawie
ciemne niebo. Raz, dwa, trzy, nakazał sobie spokojnie oddychać. Zaczął się
wycofywać.
- Uważaj na siebie – rzuciła po raz kolejny pani Cox, gdy Harry
zniknął za drzwiami klubu Incident w centrum Londynu.
Traktuje
mnie jak dziecko, pomyślał i mocno, z całej siły pchnął potężne drewniane drzwi
z metalowymi okuciami. Z wewnątrz uderzył go zapach tytoniu, alkoholu i potu.
Uśmiechnął się pod nosem jak jakiś szaleniec. Dzisiejszy wieczór miał należeć
do niego. Żadnych ograniczeń, żadnych hamulców. Nareszcie chciał poczuć się
wolnym, jak Londyńczyk. Miał dość tego więzienia, którym stało się jego życie
od czasu przeprowadzki. Chciał żyć jak normalny nastolatek, chodzić na imprezy,
dobrze się bawić i nie dać sobie w kaszę dmuchać.
Przepychając się wśród tłumu rozwrzeszczanych i rozgrzanych
nastolatków i rozmyślając, nie zauważył kolegów.
- Styles! – usłyszał za plecami i odwrócił się na pięcie.
Odmachał Mike’owi. Przemieszczając się do loży, szybko ale wnikliwie przyjrzał
się towarzystwu. Cztery osoby. Sami faceci i same znajome twarze. Harry
uśmiechnął się w duchu. Od dawna miał ochotę na męski wypad, taki jak te z jego
kuplami w rodzinnym Holmes Chapel.
Bez słowa zajął miejsce na brzegu białej, skórzanej sofy i
splatając ze sobą palce obu dłoni, zawiesił je między kolanami na których oparł
ręce.
- Nie przywitasz się? – To Mike łypnął na niego
podejrzliwie.
Harry lekko się zmieszał. To nie było jego towarzystwo,
tylko towarzystwo Zayna. Ale Malika tu nie było.
- Siema chłopaki – zreflektował się i wymienił męski uścisk
dłoni z każdym po kolei.
Zanim ponownie upadł na kanapę, ogarnął wzrokiem kreacje
znajomych. Z zadowoleniem stwierdził, że wpasował się w trend. Chłopcy byli
ubrani schludnie, ale na luzie. Na przykład Mike, tak jak Harry, miał na sobie
ciemną koszulę z podwiniętymi rękawami i zwykłe dżinsy.
- Co pijesz? – blondyn znowu wyrwał go z zamyślenia.
Harry szybko potrząsnął głową jakby chciał pozbyć się
zbędnych myśli.
- Piwo.
Kilkanaście minut później przesunął po blacie pusty już
kufel. Nic go nie wzięło. Bawił się umiarkowanie dobrze. Koledzy, jak to oni,
ciągle żartowali albo gadali o dziewczynach wybuchając co chwilę głośnym
śmiechem. Jednak Harry potrzebował czegoś więcej. Nie mógł się wczuć, ciągle
coś mu nie pasowało. Dlatego nie protestował, kiedy Mike zamówił mu kolejne
piwo. Chris i Wade poszli na fajkę, a oni czekali na zamówienie. Seksowna
kelnerka w krótkiej skórzanej spódniczce i jasnym, neonowym topie przyniosła im
kufle dosłownie w minutę. Harry automatycznie, jak na męski instynkt przystało,
odprowadził ją wzrokiem. W tej krótkiej chwili Mike zdążył wyjąć coś z
kieszeni. Harry kątem oka zauważył, że tamten majstruje przy jego piwie. W
umyśle włączyła mu się ostrzegawcza, czerwona lampka.
- Co ty wyprawiasz? – chwycił go za nadgarstek.
Mike nie cofnął ręki. Dopiero teraz mógł przyjrzeć się temu
czemuś. Była to malutka, foliowa torebeczka, a w niej jakiś proszek.
- Co to? – Harry nie był głupi, ale musiał spytać.
W takim hałasie i ciemni ciężko było odczytać jego reakcję.
Nie był przerażony, ani zły. Raczej ciekawy.
- Lekki towar – Mike puścił mu oko – Nic ci nie będzie.
Harry nie był do końca przekonany. Spojrzał w bok
intensywnie myśląc. Czy może mu ufać? Nigdy wcześniej nie próbował narkotyków,
a teraz nawet nie wiedział, co blondyn zamierza mu dosypać. A może to były
zwykłe dopalacze?
- Chcesz się dobrze bawić? – Mike szarpnął go za ramię i
odwrócił w swoją stronę. Nie wyglądał groźnie. Zachęcał go życzliwym uśmiechem i
znacząco poruszał brwiami.
- No dobra – odpowiedział Harry po dłuższej chwili i w
napięciu obserwował jak biały proszek wpada do żółtego napoju i rozpływa się w
sekundzie tworząc chaotycznie poruszające się bąbelki.
Pośpiesznie pociągnął pierwszy łyk i z lubością stwierdził,
że piwo nie straciło smaku, a nawet stało się jeszcze lepsze, jakby miało
więcej gazu. Wypił jeszcze trochę, a w tym czasie Mike wsypał sobie pozostałą zawartość
torebeczki. Zanim chłopcy wrócili do stolika, Harry wyżłobił już połowę kufla. Wciąż
nic nie czuł.
- Nie zgadniecie kogo widzieliśmy! – z ekscytacją krzyknął
Chris.
- Dajesz!
- No?
- Starą Silverman z mężem – szatyn wyrzucił ręce w powietrze
i zarżał jak koń.
Pani Silverman była ich nauczycielką historii i miała jakieś
pięćdziesiąt lat. Nikt w szkole za nią nie przepadał. Była wredną jędzą i jechało
jej z paszczy, jak to mówił Malik.
- To ona ma męża? Stary, widziałeś jej nogi? – Mike krzywił
się jakby właśnie zjadł cytrynę. – Ma tam Puszczę Amazońską!
Cała czwórka zaniosła się głośnym śmiechem. Aż stolik się
zatrząsł, a Harry musiał ratować swoje piwo przed upadkiem.
- Czemu nie mogą nas uczyć same takie panie Hollis? –
rozmarzył się Wade patrząc w dal niewidzącym wzrokiem.
- Podoba ci się, co nie? – Chris sprzedał mu sójkę w bok.
Harry uważnie obserwował zaistniałą sytuację. Tak jakby to
jedno nazwisko miało siłę skupiania
całej jego uwagi.
- No co? – obruszył się Wade wzruszając ramionami – Dobra dupa
– wyciągnął dłonie przed siebie poruszając palcami jakby zgniatał dwie małe
piłki i szczerząc się w obleśnym uśmiechu.
Tak, zdecydowanie był obleśny. Harry nie mógł zatrzymać
obrazu, jaki pojawił się w jego umyśle. Wade trzymający swoją plugawą łapę na
pośladku nauczycielki. I wtedy cała ta siła zgromadzona dzięki tajemniczemu
białemu proszkowi się uaktywniła. Jak magiczny pył zaczęła krążyć w jego żyłach
doprowadzając go do eksplozji.
- Co ty powiedziałeś?! – Harry czuł jak buzuje mu krew, jak
bije mu serce i jak jego ciało wymyka się spod kontroli. Szargały nim nerwy.
Czuł się tak jakby ktoś nim zawładnął.
Jednak Wade był zbyt zaskoczony żeby zareagować. Mrugał
tylko szybko jakby nie wierzył własnym oczom.
- Co ty kurwa powiedziałeś?! – powtórzył i mocno chwycił go
za materiał koszuli spychając nastolatka z podestu.
Nie minęła nawet sekunda, a już Wade leżał na podłodze
klubu. Wciąż był zszokowany zachowaniem Stylesa. Już miał mu oddać, ale Chris
doskoczył do niego.
- Spokojnie – powiedział powoli stawiając Wade’a do pozycji
pionowej – Po co te nerwy?
Harry obserwował jak Chris zbliża się do niego. Wyciągnął
dłonie na wysokość klatki piersiowej zwrócone wierzchem na zewnątrz. To był
pokojowy gest, jednak głowa Harry’ego pękała z nadmiaru emocji, hormonów,
złości… Harry nie wiedział co się z nim dzieje. Jedyne co przyszło mu do głowy
to się ulotnić.
- Sorry chłopaki – wydukał wycofując się z szeroko otwartymi
oczami.
Zanim zniknął w tłumie, zaobserwował jak jego grupka
wymienia zdezorientowane spojrzenia i wszczyna zaciętą dyskusje,
niekwestionowanie na jego temat.
Z buzującą w głowie krwią, wybiegł na zewnątrz.
Automatycznie zaciągnął haust powietrza próbując się uspokoić. Przeszedł kilka
kroków chodnikiem i zatrzymał się pod jednym z drzew, opierając się o nie
plecami. Spojrzał w górę. Nad sobą miał część korony drzewa i ciemne niebo. Jednak
przed oczami przewijały mu się obrazy sprzed kilku minut. Zdenerwowany pokręcił
mocno głową i jak jakiś dziwak spojrzał w dół na swoje dłonie. Oglądał je jakby
nie mógł uwierzyć, że są jego. Bo tak nie wyglądały. Były umazane krwią.
Krwią?
Wytrzeszczył oczy, a z jego ust wydobył się
niezidentyfikowany dźwięk. Musiał szybko to zmyć. Instynktownie przyłożył dłoń
do kory drzewa próbując pozbyć się wściekle czerwonego płynu ze skóry. Usłyszał
jakieś kroki za sobą. Cofnął rękę jak poparzony. Ku jego zdziwieniu na korze
nie pozostał żaden ślad. Przez głowę przeszedł mu bolesny impuls. Ponownie
spojrzał na swoje dłonie. Wyglądały normalnie. Ani śladu krwi.
Wariuję, powtarzał sobie zaciskając powieki. Bezradnie
zsunął się na ziemię do pozycji kucek, oparł plecy o drzewo i schował twarz w
dłoniach. Miał ochotę krzyczeć. Ale co?
Pomocy?
Nie, nie potrzebował jej. Nikt go nie zaatakował, to z nim
samym działo się coś dziwnego i nikt nie mógł na to zaradzić. W uszach mu
dzwoniło i dudniło, jednak jakimś cudem usłyszał kobiecy głos tuż nad nim.
Z dużym wysiłkiem podniósł się i spojrzał na przybysza. Nicole
DeVitto miała na sobie obcisłą, ciemno fioletową sukienkę z rozciągliwego
materiału który wyzywająco opinał jej biust. Włosy pozostawiła niezwiązane.
- Co tak sam siedzisz? – zmrużyła oczy.
Harry nie zauważył oznak jakiegokolwiek zdziwienia czy
zmartwienia, więc z zadowoleniem stwierdził, że wygląda normalnie.
- A co? Chcesz się przyłączyć? – odpowiedział niskim głosem.
Aż sam się zdziwił, flirtował z nią i wyraźnie miał na to
ochotę. Tak jakby cała złość przeszła natychmiastowo na widok dziewczyny.
- Interesująca propozycja – odpowiedziała uśmiechając się
zalotnie i złapała go za rękę prowadząc z powrotem w stronę klubu.
Harry nie protestował. Miał ochotę na taniec. Dziewczyna pozytywnie na niego wpłynęła, a miał już dość
negatywnych emocji, jakie targnęły nim jeszcze kilkanaście minut wcześniej. Nie
rozglądając się na boki, pewnym krokiem wpełzli na parkiet. Harry nie mógł
wiedzieć, że na ich dwójce spoczywa kilka a może nawet kilkanaście zazdrosnych
spojrzeń. Wyglądali niesamowicie. Włosy Nicole odbijały światła dyskoteki, a na
jej twarzy błądziły jasne refleksy. Linia szczęki Harry’ego wyraźnie się uwydatniła,
kiedy skupił się na rytmicznym poruszaniu biodrami. Żywa muzyka zawładnęła ich
ciałami. Kołysali się w jej rytm zapominając o bożym świecie. Dziewczyna
ocierała się stając plecami do niego. Harry błądził rękoma po jej ramionach i
biodrach. Mocno zacisnął zęby czując narastające podniecenie. Każda sekunda
piosenki wprowadzała go w coraz bardziej błogi a jednocześnie dziki nastrój.
Sam nie widział w którym momencie przemieścili się w ciemny kąt sali, a raczej
wąski korytarz, który dla ich dwójki zmienił się w ustronne miejsce. Jakby spod
tafli wody dochodziły do nich dźwięki muzyki, które w tym momencie nie obchodziły
już Harry’ego. Wszystkie jego myśli skupione były na dłoni Nicole sięgającej do
paska jego dżinsów, a następnie do jego członka, który nabrzmiały czekał na
regularne ruchy jej dłoni.
________________________________________
No to się porobiło... Myślę, że ten rozdział był dość nieprzewidywalny, także piszcie wasze reakcje w komentarzach ;p
podoba mi się! lubię, kiedy Harry ma kontakt z narkotykami, bo poważnie, w takim środowisku, gdyby nie miał, nie byłoby realistycznie. szkoda tylko, że to rzadko dobrze się kończy...
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie tym rozdziałem, Harry zażywający narkotyki a potem wdający się w bójkę jaki z niego bad boy. xd Chociaż wiadomo, że na dobre mu to nie wyjdzie tylko zaszkodzi no ale cóż chłopak chcę się wyszaleć. A końcówka.. Harry ulegający Nicole, najpierw zmysłowy taniec a potem no nie wierze.. To te jej wdzięki tak na niego działają. :D Nie, nie tak nie może być! Zgłaszam sprzeciw! Golf i dzwony dla panny Nicole! Zdecydowanie. Ale można uzasadnić chwilową (mam nadzieje) dekoncentracje Hazzy tym, że brał narkotyki. Nie wytrzyma z ciekawości, nie mogę tak długo czekać na kolejny rozdział. Pisz szybko! :))
OdpowiedzUsuń@blackstarPL | immaculate-as-air.blogspot.com
Wow w ogóle super rozdział. Harry jako ćpun, a potem bójka i Nicole. WOW. Genialny //@VeronikaMiriam
OdpowiedzUsuńNo to mnie zaskoczyłaś... :D Harry zaczął nieźle wariować i jeszcze ta Nicole. Boję się, że ona tu coś może namieszać, ale dobra... Czekam niecierpliwie na kolejny :D
OdpowiedzUsuńświetny wpis ! :)
OdpowiedzUsuń