Promienie
słońca niemiłosiernie paliły skórę. Harry przenosił cegły z ciężarówki na
miejsce budowy. Był w samych szortach. Koszulki pozbył się już po pół godzinie
roboty. Nie było to niczym nadzwyczajnym. Wszyscy tam tak chodzili. Niby w
Londynie średnio występuje tylko 1481 godzin słonecznych w roku, a akurat kilka
z nich musiało się trafić akurat dzisiaj. Harry zacisnął zęby, nakazując sobie
nie marudzić. Naprawdę było warto. Przez ten jeden weekend mógł zarobić ćwierć
sumy, jaką potrzebował na jakiś samochód. Mówiąc „jakiś” miał na myśli taki,
który jeździ. Tyle w zupełności mu wystarczało. Po raz kolejny napiął wszystkie
mięśnie i chwycił paczkę cegieł. Odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i
zaczął iść chwiejnym krokiem do celu. Jakie było jego zdziwienie, kiedy kątem
oka ujrzał znajomą twarz. Szybko odwrócił się by odstawić cegły z powrotem na
ciężarówkę. Wykonując nagły ruch coś go zabolało i postanowić, że zostawi je
jednak w miejscu w którym stał. Pospiesznie odłożył załadunek, starając się nie
przycisnąć sobie palców i pobiegł w kierunku bramy. Pani Hollis właśnie za nią
znikła, dlatego przyspieszył by ją dogonić. Nie musiał szukać długo. Siedziała
na murku tuż za wjazdem na posesję. Harry pracował na dużej budowie. Nie
wypytywał o nic ojca pani Hollis, bo dobrze wiedział, że długo tu nie zagości.
Nie mógł uczestniczyć w pracach budowlanych. Z jego doświadczeniem, a właściwie
jego brakiem, zatrudniono go tylko przy rozładunku i innych sprawach nie
wymagających znajomości branży. Mimo wszystko, był ogromnie wdzięczny
nauczycielce za pomoc i po raz setny chciał jej podziękować. Nie spodziewał się
jednak, że zastanie ją w takim stanie.
- Dzień dobry! Chciałem jeszcze raz po… - zamilkł kiedy
zauważył jak ociera pośpiesznie łzy na dźwięk jego słów.
Harry kompletnie nie wiedział jak się zachować. Na dodatek
był półnagi. Impulsywnie zajął miejsce obok kobiety, jednak w znacznej
odległości, pamiętając ich ostatnie, niefortunne zbliżenie. Wpatrywał się w nią
jak w obrazek. Tylko że bardzo smutny obrazek. Choć wciąż wyglądała na zadbaną,
piękną kobietę, widział na jej twarzy ból przeszywający mu serce.
- I jak ci idzie? – brunetka zapytała jak gdyby nigdy nic i
machnęła ręką na niedokończone, kolejne podziękowania.
Harry pomyślał, że widocznie nie chciała rozmawiać o swoich
zmartwieniach. Chyba nie spodziewała się, że chłopak nie zauważy jej czerwonych
od płaczu oczu.
- Całkiem nieźle. To idealna praca dla mnie – skłamał,
przywołując na twarz wymuszony uśmiech.
Kobieta w tym czasie pospiesznie wyciągnęła chusteczkę z torebki i jej rogami ukradkiem przetarła
oczy. Harry zauważył jak trzęsą jej się przy tym ręce. Nie mógł znieść widoku
udręczonej kobiety o dobrym sercu. Wysilił cały swój umysł i skoncentrował się
na zadawanym pytaniu.
- Wszystko w porządku? Może mógłbym pani jakoś pomóc? –
zapytał życzliwym, bezpretensjonalnym tonem.
W napięciu oczekiwał reakcji kobiety, która jedynie schowała
chusteczkę do torebki i podniosła się z miejsca z szerokim uśmiechem. Chciała
coś powiedzieć , co z pewnością było by kłamstwem, ale Styles nie pozwolił jej
na to. Delikatnie, ale z premedytacją dotknął jej ramienia i zmusił ją żeby
ponownie usiadła.
- Nie musi pani wstydzić się łez. Każdy czasami płacze –
uśmiechnął się pokrzepiająco.
Te słowa musiały ją bardzo zdziwić, bo rozdziawiła usta.
Zdając sobie sprawę z reakcji jej ciała, szybko spuściła wzrok na swoje dłonie.
Siedzieli tak bez słowa przez dobre pięć minut. Obok nich mknęły samochody, a
oni siedzieli na murku pod płotem i milczeli. A raczej Harry milczał, bo
kobieta cicho szlochała. Słońce nie ich nie drażniło, bo wysoka wierzba na
chodniku rzucała swój cień idealnie na ich dwójkę. Harry cierpliwe czekał, aż
kobieta się odezwie. Nie chciał jej zawstydzać, chciał by pozbyła się
negatywnych emocji. Obserwował jak powoli zbiera się do kupy i próbuje skleić
zdanie.
- Dziękuję Ci… posiedziałeś tu ze mną – pociągnęła nosem, a
Harry’emu wydawało się to paradoksalnie urocze.
- Nie ma za co – odpowiedział niskim głosem. – Zawsze do
usług – dodał, ale po chwili skarcił się za to w myślach. Zabrzmiało to zbyt
banalnie. A chodziło przecież o dorosłą kobietę, w dodatku jego nauczycielkę.
Harry nie mógł wiedzieć, że pani Hollis kilkanaście minut
temu pokłóciła się z własnym ojcem. Pan Jefferson miał jedną córkę. I chciał
wnuka. Tak samo mocno, jak Scarlett pragnęła dziecka. Problem polegał na tym,
że mężczyzna nigdy nie popierał jej związku z Philipem. Nawet po ślubie zawsze
się go czepiał. Widział jak bardzo Scarlett jest zrozpaczona, z powodu ich
bezskutecznych starań o dziecko i całą winą obarczał jej męża. A co najgorsze,
kobieta wiedziała, że ojciec ma rację.
I choć Harry nie miał o tym wszystkim pojęcia, los sprawił,
że jego słowa idealnie wpasowały się w sytuację.
- Nie może pani dusić w sobie emocji – zaczął nieśmiało –
Każdy ma chwile słabości, to normalne. Czasami wydaje nam się, że jesteśmy
bezsilni. Winimy się za wszystkie niepowodzenia. – Harry sam się sobie dziwił,
że tak się rozkręcił. Teraz mówił już pewnym głosem. – Ale nie można tak. Nie
jesteśmy sami na tym świecie. Mamy bliskich, przyjaciół, którzy nas wspierają.
Jednak czasami jesteśmy skazani na własną intuicję. I wierzę, że każdy, jeśli
tego chce, potrafi odnaleźć w sobie siłę. Bo nie wolno się poddawać, załamywać
i zamykać w sobie. Trzeba stawić czoło problemowi.
Uffff. Harry’emu aż tchu zabrakło. Był dumny ze swojej
przemowy. Wiedział, że takie słowa otuchy mają wielką moc. W tym przekonaniu,
utwierdziło go spojrzenie pani Hollis, pełne ufności. Tak jakby każde jego
słowo trafiło prosto do jej serca. W ciągu tych kilkudziesięciu sekund brunetka
odzyskała swój blask, blask niezależnej kobiety, która wie, czego chce w życiu.
Źrenice jej się rozszerzyły, a na blade wcześniej policzki wpełzł promienny
rumieniec. Taki widok pchnął Harry’ego do wtrącenia jeszcze jego zdania.
- I wierzę, że pani ma w sobie tę siłę – powiedział z
błąkającym się gdzieś na twarzy uśmiechem.
Kobieta w przypływie emocji, zbliżyła się do niego.
Wpatrywała się w niego z fascynacją, a chłopak w duchu cieszył się, że mógł jej
jakoś pomóc. Nie miał pojęcia, jak bardzo jego słowa wpłynęły na pełną hormonów
kobietę. Dlatego nie ruszył się nawet o centymetr, kiedy brunetka
niebezpiecznie pochyliła się w jego stronę. Napiął wszystkie mięśnie. Poczuł
jak po plecach spływa mu zimny pot, odruchowo rozchylił wargi i wtedy to się
stało. Kobieta delikatnie, wręcz niewyczuwalnie musnęła jego usta, swoimi.
Trwało to może jedną setną sekundy. Szybko opamiętała się i uciekła od niego z cichym „przepraszam”
zostawiając go totalnie oszołomionego.
*
Od tego
niedoszłego pocałunku wszystko się zmieniło. Na początku było to dziwne i
uciążliwe, ale później Harry oswoił się z sytuacją. Owa sytuacja, a raczej ciąg
sytuacji polegał na totalnie olewającym stosunku pani Hollis do jego osoby.
Chłopak rozumiał, że jest jej głupio, niezręcznie i tak dalej, ale twierdził,
że nie zasłużył na takie traktowanie. A traktowała go jak powietrze. Nie
odpowiadała mu na głupie „dzień dobry”, nie brała go do odpowiedzi, unikała jego
wzroku i jak już musiała to zwracała się do niego chłodnym „panie Styles”.
Teraz to czuł się już kompletnie samotny. Z Zaynem nadal nie rozmawiał, z Carly
również. I czuł się z tym bardzo źle. Nie przywykł do braku towarzystwa. Choć
może to złe określenie, bo wciąż ustawiał się do niego łańcuszek młodych
dziewcząt, próbując oczarować go swoim wdziękiem; co musiało działać na nerwy
pani Hollis, bo ta nieustannie odpędzała je od chłopaka. Zadawała im dodatkowe
prace domowe, karciła je za szepty i liściki do Harry’ego. Krótko mówiąc wyżywała
się na nich. Wszyscy naokoło zauważyli, że coś jest nie tak. Chociaż i tak
Stylesa mocno zdziwił fakt, że kółko różańcowe Malika, jak nazywał jego grupkę,
zaczęło mu się podlizywać. Jednak gdy w piątek podszedł do niego Mike,
najlepszy kumpel Zayna, zaczęło się robić naprawdę podejrzanie.
- Siema, Styles – Tleniony blondyn jak gdyby nigdy nic
klepnął go po przyjacielsku w plecy.
Harry musiał mocno zaprzeć się nogami, by nie wylądować na
podłodze szkolnego korytarza.
- Cześć? – odpowiedział akcentując jakby zadawał pytanie – O
co chodzi?
Musiał zabrzmieć groźnie, bo Mike niecierpliwie potrząsnął
głową i posłał mu sztuczny uśmiech.
- A czy musi od razu o coś chodzić? To już nie można pogadać
z kumplem? – wymachiwał szeroko rękoma, rozdrażniając Harry’ego jeszcze
bardziej.
Miał silne przeczucie, że facet ma do niego jakiś interes i
chciał jak najszybciej mieć to z głowy.
- Gadaj, bo nie mam czasu – oznajmił unosząc wymownie prawą
brew.
Zadziałało. Blondyn mrugnął do niego porozumiewawczo i
odciągnął go na stronę, zarzucając mu przyjacielsko ramię na kark.
Coś tu śmierdziało. I nie miało to związku z tym, że stali
pod drzwiami męskiej toalety. Mike coś knuł.
- O co chodzi? – powtórzył Harry wyraźnie zniecierpliwiony.
Blondyn rozejrzał się wokół i przybierając pozę cwaniaka, zaczął
mówić przyciszonym głosem.
- Dzisiaj w klubie Incident jest niezła balanga. Mają tam
być niezłe du… elitka szkoły – poprawił się szybko szczerząc się jak półgłówek.
– Może byś wpadł?
Harry roześmiał się niekontrolowanym śmiechem i natychmiast
się opanował.
- Ja? Ja mam wpaść? – dziwił się unosząc ramiona i chowając
w nich głowę.
- Tak – odpowiedział mu niski baryton. – A co w tym takiego
dziwnego?
- Malik cię przysłał? – zapytał zbyt szybko, przez co Mike
cofnął się z wyraźnym bulwersem na twarzy.
Po raz kolejny rozejrzał się w koło, co strasznie zirytowało
Harry’ego. Już miał zapytać po co ta cała szopka, kiedy blondyn odpowiedział:
- Malika nie będzie. Nie jest zaproszony.
_____________________________________________
Rozdział miał być dłuższy. Nie wyszło. Przepraszam, ale chyba wolę pisać takie krótkie a częściej. Chciałabym żeby teraz rozdział pojawiał się częściej i postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy, bo opowiadanie nabiera tempa :D
Tak mnie wciągnęło Twoje opowiadanie, że nadrobiłam wszystkie rozdziały. Podoba mi się historia i sposób w jaki przedstawiłaś bohaterów (najbardziej do gustu przypadła mi Carly i mam nadzieję, że może z czasem coś tam między nimi zaiskrzy), no bo jak dla mnie nauczycielka jest dla niego za stara. xd No cóż pozostało mi czekać na kolejny rozdział, który mam nadzieję pojawi się jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńI proszę, żebyś informowała mnie na twitterze: @blackstarPL o nowym rozdziale na Twoim blogu. :))
Czekam i pozdrawiam. xx | immaculate-as-air.blogspot.com/
Rozdział jest cudowny ! swoją drogą nie wiesz jak się cieszę z tego że coś pomiędzy nim a nauczycielką się wydarzyło, bo kibicowałam temu ! (nie jestem normalna wybacz..) Mimo to irytuje mnie jej podejście do Hazzy, bo raczej nie zasłużył na takie traktowanie, ale z drugiej strony.. Najbardziej chyba podoba mi się końcówka, która jest co najmniej boska takie 'boom' o Maliku.. choć może to podstęp ?
OdpowiedzUsuńSwoją drogą należą ci się przeprosiny, że dopiero teraz skończyłam ten rozdział i go komentuję, wybaczysz ? :)
A teraz idę czytać 11 ;) xx