Poniedziałek.
Początek tygodnia. Doskonały moment na podsumowania i zmiany. Zmiany na lepsze
– według Harry’ego. Wszystko szło nie po jego myśli. Pfu! Szło do dupy. Miał
szlaban, godziny do odpracowania w szkole, prawdopodobnie stracił kumpla i
koleżankę, nie miał samochodu. No właśnie. Styles zdecydował, że zmiany zacznie od samochodu. Musiał jakoś na niego zarobić.
Tylko jak to zrobić, skoro w tygodniu musiał chodzić do szkoły, a popołudniami
w niej sprzątać. Pozostawały mu tylko weekendy. Musiał znaleźć pracę na sobotę
i niedzielę. Trudne ale nie niewykonalne. Pokrzepiająco uśmiechnął się sam do
siebie i przewrócił się na drugi bok. Miał jeszcze prawie godzinę do wyjścia. Musiał
jeszcze po drodze wstąpić do sąsiadki. Nie takiej oto zwykłej sąsiadki. Tylko
takiej, która obraziła się na niego na amen. I miała do tego pełne prawo. Harry
zachował się nieodpowiedzialnie. Nie powinien jej zostawiać na pastwę losu.
Dobrze wiedział, że jest… nierozumiana przez otoczenie. Ale właśnie to chłopak
w niej lubił. Potrafiła postawić na swoim. No może nie zawsze, ale na pewno
była indywidualistką. I jak na indywidualistkę przystało, przez całą niedzielę
nie odbierała od niego telefonów. Harry chciał przeprosić za wszystko, co jej
się przytrafiło – naturalnie z jego winy. Dziewczyna nie dała mu na to szansy.
Jednak nie zamierzał się poddawać. Pełen optymizmu podniósł się z łóżka, wykonał
wszystkie poranne czynności, wciągnął na siebie ciemne dżinsy i zwykły szary
T-sthirt. Po czym zbiegł po schodach, w kuchni przegryzł croissanta i wybiegł z
domu jak na skrzydłach. Zaraz za furtką skręcił w prawo i omal się nie
przewrócił. Carly go wyprzedziła. Siedziała już w samochodzie i cofała z
podwórza na ulicę. Harry instynktownie wszedł na szosę i stanął z rękoma szeroko
rozstawionymi przed sobą jakby w geście obronnym. Gdyby dziewczyna nie miała
dobrych hamulców w tym swoim „rzęchu” to pewnie by w niego wjechała.
- Co ty robisz, idioto?! – krzyknęła wychylając głowę przez
okno i wymachując wściekle pięścią.
Nim Harry zdążył się otrząsnąć, zaczęła go wymijać, jednak
chłopak nie dał za wygraną. Sekundę później wystrzelił jak z procy i biegł po
chodniku tuż obok samochodu.
- Carly! Poczekaj! – wydyszał pomiędzy braniem oddechów –
Proszę!
I wtedy samochód zatrzymał się z piskiem opon. Harry przystanął, odetchnął z
ulgą i oparł ręce na kolanach oddychając ciężko.
- Czego chcesz? – odezwała się przez opuszczoną szybę.
Harrry spojrzał na nią. Wyglądała ładnie, ale widoczne były
też ślady niepokoju, udręczenia. Miała emocje wymalowane na twarzy. I nie były
one pozytywne. Nie chciała tu być.
- Porozmawiać…
- Nie mamy o czym – przerwała mu beznamiętnym tonem.
- Przepraszam – powiedział głośno i wyraźnie Harry.
Przez moment wydawało mu się, że jej usta lekko drgnęły, ale
jej kolejne słowa przyćmiły to wrażenie.
- Nie musisz. Po prostu się do mnie nie zbliżaj. Jesteś taki
sam jak on.
Najbardziej zabolał go sposób w jaki to powiedziała. Pełen
pogardy. Tak, pogarda to było doskonałe słowo. Czuł się jak śmieć. I choć Carly
nie wypowiedziała imienia Malika, to Harry dobrze wiedział, że to do niego go
porównała. Zabolało jak cholera.
Słońce
już dawno zaszło za horyzontem. To był pochmurny dzień. Z resztą kiedy Londyn
nie jest pochmurny? Harry siedział przy biurku nauczycielskim w sali od
angielskiego. Światło lampki padało na dziennik lokalny. Chłopak po kolei
skreślał wszystkie oferty pracy. Tak właśnie wyglądał każdy jego wieczór od
pięciu dni. Ta gazeta miała wylądować za chwilę w koszu. Jak co dzień. Harry
rano w kiosku kupował jeden egzemplarz, w drodze do szkoły przeglądał dział
ofert pracy. Zakreślał kilka, które mu odpowiadały, po południu dzwonił i zawsze
dostawał negatywną odpowiedź. Nie chcieli takiego młodego, niedoświadczonego i
w dodatku niedyspozycyjnego.
Świetnie – powiedział do siebie i po raz piąty tego tygodnia
zgniótł papier i ze złością cisnął go do kosza przy drzwiach, a przynajmniej
tak zamierzał, ale kulka zbitej makulatury zatrzymała się na czyimś ciele i
opadło głucho na podłogę.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że pani tu jest. – Harry
zmieszał się na widok pani Hollis.
Stała już za progiem patrząc ślepo na leżącą pod jej nogami
zgniecioną gazetę. Mając zwieszoną głowę, rozpuszczone włosy zachodziły jej na
twarz. Wyglądała bardzo młodo i niewinnie, ale chwilę później podniosła swój
poczciwy wzrok na Harry’ego i posłała mu uprzejmy uśmiech.
- Nie szkodzi .- wskazała palcem wskazującym biurko. –
Siedzisz przy moim biurku?
To było bardziej twierdzenie niż pytanie. Harry impulsywnie
wstał, strzepał z siebie niewidzialny pył i wsunął krzesło na swoje miejsce.
Czuł się coraz bardziej niezręcznie.
- Przepraszam – tylko tyle zdołał wydukać.
- Mógłbyś przestać przepraszać? – pani Hollis przekrzywiła
głowę odsłaniając szyję.
Harry sam nie wiedział dlaczego się zarumienił i żeby to
ukryć, szybko zbliżył się do niej w celu podniesienia gazety. Jednak nie
zauważył, że kobieta również miała to w zamiarze i jednocześnie złapali za
kawałek makulatury. Harry cofnął rękę jak poparzony. Teraz to już na pewno wyglądam
jak burak, pomyślał. Wyprostował się. Zrobił krok do tyłu i pozwolił pani
Hollis wyrzucić gazetę do kosza. Jednak zanim to zrobiła, niepostrzeżenie ją
rozwinęła i przeleciała wzrokiem po stronie, na której Harry skończył czytać.
On w tym czasie wrócił po wiadro które zostawił przy biurku.
- Szukasz pracy?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Nie odwrócił się. Przygryzł
wargę i bąknął ciche „tak”.
- I jak ci idzie? – nauczycielka wciąż drążyła temat. Jednak
nie robiła tego w sposób nachalny. Jej ton był lekki i bezpretensjonalny.
Ale Harry nadal nie wiedział czy powinien z nią o tym
rozmawiać. Nie chciał wyjść na nieudacznika. Znowu.
- Słabo – tyle zdołał z siebie wykrzesać. Był zmęczony
fizycznie i psychicznie.
Nie widział pani Hollis, ale wiedział, że zmniejszyła
dystans pomiędzy nimi. Wyraźnie słyszał jej kroki, a nawet wydawało mu się, że
czuje znajomy zapach rumianku i owoców. Starał się zablokować dziwne myśli
jakie go nachodziły i skupić na tym co mówi nauczycielka.
- Harry, posłuchaj. – zaczęła matczynym tonem – Możesz być
trochę zagubiony, bo jesteś tu nowy – chłopak starał się ukryć irytację
wywołaną ostatnim słowem – ale musisz wiedzieć, że są ludzie którym możesz
zaufać. Wiem jak to jest być nastolatkiem. – uśmiechnęła się pokrzepiająco –
Chcesz być już dorosły i tak dalej…
Harry wiedział, że pani Hollis chce dobrze, ale nie mógł
tego słuchać. Miał wrażenie, że traktuje go jak dziecko i bardzo mu się to nie podobało.
- To nie o to chodzi… - przerwał jej nie bardzo wiedząc jak
ma dalej pociągnąć tę rozmowę.
Kobieta nadal wyglądała na opanowaną. Miała dobry kontakt z
uczniami. Była cierpliwa.
- A o co? – zapytała, przeszła obok niego i oparła się plecami
o parapet.
Harry starał się ignorować myśl, że wyglądała bardzo
pociągająco stojąc w takiej pozycji. Wytężył swój umysł by uważnie skleić
zdania.
- Zbieram na samochód. Mam osiemnaście lat i głupio się
czuję, kiedy ojciec podwozi mnie do szkoły.
Nauczycielka posłała mu wyrozumiałe spojrzenie, a Harry
poczuł ulgę.
- To całkiem zrozumiałe – oznajmiła kiwając głową. – Myślę,
że mogłabym Ci pomóc.
Powiedziała to tak lekkim tonem, że Harry w pierwszej chwili
nie zrozumiał znaczenia jej słów. Gdy do niego dotarły, na jego twarzy pojawił
się szeroki uśmiech. Dawno nikt mu nie pomógł. Ostatnio wszyscy mieli do niego
same pretensje. Nieważne było, że ta
propozycja wypłynęła od jego nauczycielki. Cieszył się, że w końcu ktoś
jest dla niego życzliwy. Nim zdążył zapytać, co dokładnie ma na myśli, kobieta
szperała już w swojej torebce. Harry cierpliwe poczekał aż wyciągnie telefon.
Nie patrząc na niego zaczęła tłumaczyć:
- Mój tata ma firmę budowlaną. Pracują nawet w weekendy.
Może mógłby cię zatrudnić do jakiejś jednorazowej roboty - nie przerywając
przyłożyła komórkę do ucha – Zaraz go wypytam.
Harry nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Codziennie spotykał
się z odmowami, a tu trafiła mu się taka szansa. Niecierpliwie przygryzł wargi.
Kiedy pani Hollis znacznie się oddaliła, zaczął przechadzać się w tę i we w tę.
Rozmawiała tak cicho, że słyszał tylko pojedyncze słowa, ale był dobrej myśli.
Po około pięciu minutach zauważył, że kobieta skończyła rozmawiać i podeszła do
niego z życzliwym uśmiechem.
- Mam dla ciebie złą wiadomość. – zaczęła, a Harry’emu włos
się zjeżył na karku – Dzisiaj się nie wyśpisz. Masz być w pracy jutro o siódmej
rano.
- Dziękuję – szepnął Harry zbyt podekscytowany żeby wydusić
coś więcej i nawet nie zarejestrował w którym momencie zrobił krok do przodu i uradowany
przytulił panią Hollis.
Nauczycielka zesztywniała. Dopiero wtedy zrozumiał, co
zrobił. Zacisnął zęby z zażenowania. Delikatnie rozluźnił uścisk i powolnie
odsunął się od niej układając w głowie słowa.
- Przepraszam, nie powinienem. Po prostu… strasznie pani
dziękuję – oznajmił na wydechu.
Kobieta uśmiechnęła się do niego lekko, ale z dystansem.
- Prawie byś mnie udusił. Wystarczyłby uścisk dłoni – Choć
starała się obrócić wszystko w żart, jej
głos brzmiał dużo chłodniej niż wcześniej.
Kilka sekund później pisała już coś na jednej z malutkich
karteczek leżących na jej biurku.
- Tutaj masz adres budowy, numer do mojego taty i mój –
powiedziała rzeczowym tonem i podała mu kartkę.
Później Harry odprowadził ją do wyjścia, dziękując jej
jeszcze z dwadzieścia razy.
*
Pięćdziesiąt pięć, pięćdziesiąt sześć, pięćdziesiąt siedem,
pięćdziesiąt osiem, pięćdziesiąt dziewięć.
Już.
Scarlett Hollis wpatrywała się niespokojnie w zegarek na jej
ręce. Minęło pięć minut. Mogła sprawdzić wynik testu ciążowego.
Zamknęła oczy, odetchnęła głęboko i spojrzała na okienko.
Jeden prążek.
Nie była w ciąży i bynajmniej nie cieszyło ją to. Pragnęła
dziecka odkąd tylko wyszła za Philipa. Nie wytrzymała napięcia. Łzy napłynęły
jej do oczu i teraz spływały gęsto po jej policzkach. Starała się uspokoić.
Dobrze wiedziała, że jest płodna, Philip także. Ale w takim razie dlaczego nie
mogła zajść w ciążę? Może za słabo się starali? Może to przez przemęczenie
męża, stres. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Podskoczyła jak oparzona, kiedy
ktoś zapukał do drzwi łazienki.
- Scarlett, jesteś tam? – zza drzwi usłyszała głos męża.
Musiał wrócić wcześniej z pracy. Wcześniej czyli o
dwudziestej. Odpowiedziała po chwili namysłu.
- Tak, tak.
Spędziła jeszcze parę minut w łazience, po czym wyrzuciła test
do kosza, przemyła twarz wodą i wyszła z pomieszczenia. Philip już krzątał się
w kuchni.
- Wszystko w porządku? – zapytał słysząc jak siada na
skrzypiącej kanapie.
Scarlett potrząsnęła głową jakby chciała pozbyć się
natrętnych myśli i przywołała na swoją twarz wymuszony uśmiech.
- Tak, po prostu jestem zmęczona.
To nie było kłamstwo. Ciążyły jej powieki, a ciało odmawiało
posłuszeństwa. Nawet nie chciało jej się włączyć telewizora.
- Ja też –oznajmił Philip wchodząc do salonu – chyba położę
się wcześniej spać – dodał całując ją w policzek i odszedł.
____________________________________
Jedyne co mam do powiedzenia, to to, że nie mam dla kogo pisać, więc w sumie nie wiem po co nawet piszę to, co mam do powiedzenia. Jeśli ktokolwiek to czyta - dziękuję i mam nadzieję, że nie było tak tragicznie.
Oczywiście, że nie było tragicznie Słonko. Było wręcz bardzo dobrze. :) Bardzo mi się podoba Twój styl pisania, jak i sama fabuła opowiadania. Tak więc pisz dalej. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. :D
OdpowiedzUsuńJakbyś miała kiedyś chwilkę lub się nudziła, to zapraszam także do siebie : http://dancewiththedevilff.tumblr.com/ xo
pamiętam, jak czytałam coś Twojego za czasów JSA... gdyby nie nick, w życiu bym nie skojarzyła. ktoś tu się rozwija (: Bardzo lubię kreacje bohaterów - wszyscy są barwni, charakterystyczni, mimo że jest ich całkiem sporo. Realistycznie, z humorem, ale też bardzo ciekawą fabułą - jestem jak najbardziej na tak. ale jeszcze nie wiem, z kim widzę Harry'ego. ;c
OdpowiedzUsuńOczywiscie ze nie bylo tragicznie! Musialam przeczytac od poczatku bo zapomnialam totalnie fabule, ale zrobilam to z checia! Piszesz fajnym stylem i masz w glowie ciekawe opowiadanie :)) niecierpliwie czekam na kolejne rozdzialy ;))
OdpowiedzUsuń