sobota, 6 lipca 2013

9. Changes

                Poniedziałek. Początek tygodnia. Doskonały moment na podsumowania i zmiany. Zmiany na lepsze – według Harry’ego. Wszystko szło nie po jego myśli. Pfu! Szło do dupy. Miał szlaban, godziny do odpracowania w szkole, prawdopodobnie stracił kumpla i koleżankę, nie miał samochodu. No właśnie.  Styles zdecydował, że zmiany zacznie  od samochodu. Musiał jakoś na niego zarobić. Tylko jak to zrobić, skoro w tygodniu musiał chodzić do szkoły, a popołudniami w niej sprzątać. Pozostawały mu tylko weekendy. Musiał znaleźć pracę na sobotę i niedzielę. Trudne ale nie niewykonalne. Pokrzepiająco uśmiechnął się sam do siebie i przewrócił się na drugi bok. Miał jeszcze prawie godzinę do wyjścia. Musiał jeszcze po drodze wstąpić do sąsiadki. Nie takiej oto zwykłej sąsiadki. Tylko takiej, która obraziła się na niego na amen. I miała do tego pełne prawo. Harry zachował się nieodpowiedzialnie. Nie powinien jej zostawiać na pastwę losu. Dobrze wiedział, że jest… nierozumiana przez otoczenie. Ale właśnie to chłopak w niej lubił. Potrafiła postawić na swoim. No może nie zawsze, ale na pewno była indywidualistką. I jak na indywidualistkę przystało, przez całą niedzielę nie odbierała od niego telefonów. Harry chciał przeprosić za wszystko, co jej się przytrafiło – naturalnie z jego winy. Dziewczyna nie dała mu na to szansy. Jednak nie zamierzał się poddawać. Pełen optymizmu podniósł się z łóżka, wykonał wszystkie poranne czynności, wciągnął na siebie ciemne dżinsy i zwykły szary T-sthirt. Po czym zbiegł po schodach, w kuchni przegryzł croissanta i wybiegł z domu jak na skrzydłach. Zaraz za furtką skręcił w prawo i omal się nie przewrócił. Carly go wyprzedziła. Siedziała już w samochodzie i cofała z podwórza na ulicę. Harry instynktownie wszedł na szosę i stanął z rękoma szeroko rozstawionymi przed sobą jakby w geście obronnym. Gdyby dziewczyna nie miała dobrych hamulców w tym swoim „rzęchu” to pewnie by w niego wjechała.
- Co ty robisz, idioto?! – krzyknęła wychylając głowę przez okno i wymachując wściekle pięścią.
Nim Harry zdążył się otrząsnąć, zaczęła go wymijać, jednak chłopak nie dał za wygraną. Sekundę później wystrzelił jak z procy i biegł po chodniku tuż obok samochodu.
- Carly! Poczekaj! – wydyszał pomiędzy braniem oddechów – Proszę!
I wtedy samochód zatrzymał się z piskiem opon. Harry przystanął, odetchnął z ulgą i oparł ręce na kolanach oddychając ciężko.

- Czego chcesz? – odezwała się przez opuszczoną szybę.
Harrry spojrzał na nią. Wyglądała ładnie, ale widoczne były też ślady niepokoju, udręczenia. Miała emocje wymalowane na twarzy. I nie były one pozytywne. Nie chciała tu być.
- Porozmawiać…
- Nie mamy o czym – przerwała mu beznamiętnym tonem.
- Przepraszam – powiedział głośno i wyraźnie Harry.
Przez moment wydawało mu się, że jej usta lekko drgnęły, ale jej kolejne słowa przyćmiły to wrażenie.
- Nie musisz. Po prostu się do mnie nie zbliżaj. Jesteś taki sam jak on.
Najbardziej zabolał go sposób w jaki to powiedziała. Pełen pogardy. Tak, pogarda to było doskonałe słowo. Czuł się jak śmieć. I choć Carly nie wypowiedziała imienia Malika, to Harry dobrze wiedział, że to do niego go porównała. Zabolało jak cholera.
                Słońce już dawno zaszło za horyzontem. To był pochmurny dzień. Z resztą kiedy Londyn nie jest pochmurny? Harry siedział przy biurku nauczycielskim w sali od angielskiego. Światło lampki padało na dziennik lokalny. Chłopak po kolei skreślał wszystkie oferty pracy. Tak właśnie wyglądał każdy jego wieczór od pięciu dni. Ta gazeta miała wylądować za chwilę w koszu. Jak co dzień. Harry rano w kiosku kupował jeden egzemplarz, w drodze do szkoły przeglądał dział ofert pracy. Zakreślał kilka, które mu odpowiadały, po południu dzwonił i zawsze dostawał negatywną odpowiedź. Nie chcieli takiego młodego, niedoświadczonego i w dodatku niedyspozycyjnego.
Świetnie – powiedział do siebie i po raz piąty tego tygodnia zgniótł papier i ze złością cisnął go do kosza przy drzwiach, a przynajmniej tak zamierzał, ale kulka zbitej makulatury zatrzymała się na czyimś ciele i opadło głucho na podłogę.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że pani tu jest. – Harry zmieszał się na widok pani Hollis.
Stała już za progiem patrząc ślepo na leżącą pod jej nogami zgniecioną gazetę. Mając zwieszoną głowę, rozpuszczone włosy zachodziły jej na twarz. Wyglądała bardzo młodo i niewinnie, ale chwilę później podniosła swój poczciwy wzrok na Harry’ego i posłała mu uprzejmy uśmiech.
- Nie szkodzi .- wskazała palcem wskazującym biurko. – Siedzisz przy moim biurku?
To było bardziej twierdzenie niż pytanie. Harry impulsywnie wstał, strzepał z siebie niewidzialny pył i wsunął krzesło na swoje miejsce. Czuł się coraz bardziej niezręcznie.
- Przepraszam – tylko tyle zdołał wydukać.
- Mógłbyś przestać przepraszać? – pani Hollis przekrzywiła głowę odsłaniając szyję.
Harry sam nie wiedział dlaczego się zarumienił i żeby to ukryć, szybko zbliżył się do niej w celu podniesienia gazety. Jednak nie zauważył, że kobieta również miała to w zamiarze i jednocześnie złapali za kawałek makulatury. Harry cofnął rękę jak poparzony. Teraz to już na pewno wyglądam jak burak, pomyślał. Wyprostował się. Zrobił krok do tyłu i pozwolił pani Hollis wyrzucić gazetę do kosza. Jednak zanim to zrobiła, niepostrzeżenie ją rozwinęła i przeleciała wzrokiem po stronie, na której Harry skończył czytać. On w tym czasie wrócił po wiadro które zostawił przy biurku.
- Szukasz pracy?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Nie odwrócił się. Przygryzł wargę i bąknął ciche „tak”.
- I jak ci idzie? – nauczycielka wciąż drążyła temat. Jednak nie robiła tego w sposób nachalny. Jej ton był lekki i bezpretensjonalny.
Ale Harry nadal nie wiedział czy powinien z nią o tym rozmawiać. Nie chciał wyjść na nieudacznika. Znowu.
- Słabo – tyle zdołał z siebie wykrzesać. Był zmęczony fizycznie i psychicznie.
Nie widział pani Hollis, ale wiedział, że zmniejszyła dystans pomiędzy nimi. Wyraźnie słyszał jej kroki, a nawet wydawało mu się, że czuje znajomy zapach rumianku i owoców. Starał się zablokować dziwne myśli jakie go nachodziły i skupić na tym co mówi nauczycielka.
- Harry, posłuchaj. – zaczęła matczynym tonem – Możesz być trochę zagubiony, bo jesteś tu nowy – chłopak starał się ukryć irytację wywołaną ostatnim słowem – ale musisz wiedzieć, że są ludzie którym możesz zaufać. Wiem jak to jest być nastolatkiem. – uśmiechnęła się pokrzepiająco – Chcesz być już dorosły i tak dalej…
Harry wiedział, że pani Hollis chce dobrze, ale nie mógł tego słuchać. Miał wrażenie, że traktuje go jak dziecko i bardzo mu się to nie podobało.
- To nie o to chodzi… - przerwał jej nie bardzo wiedząc jak ma dalej pociągnąć tę rozmowę.
Kobieta nadal wyglądała na opanowaną. Miała dobry kontakt z uczniami. Była cierpliwa.
- A o co? – zapytała, przeszła obok niego i oparła się plecami o parapet.
Harry starał się ignorować myśl, że wyglądała bardzo pociągająco stojąc w takiej pozycji. Wytężył swój umysł by uważnie skleić zdania.
- Zbieram na samochód. Mam osiemnaście lat i głupio się czuję, kiedy ojciec podwozi mnie do szkoły.
Nauczycielka posłała mu wyrozumiałe spojrzenie, a Harry poczuł ulgę.
- To całkiem zrozumiałe – oznajmiła kiwając głową. – Myślę, że mogłabym Ci pomóc.
Powiedziała to tak lekkim tonem, że Harry w pierwszej chwili nie zrozumiał znaczenia jej słów. Gdy do niego dotarły, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Dawno nikt mu nie pomógł. Ostatnio wszyscy mieli do niego same pretensje. Nieważne było, że ta  propozycja wypłynęła od jego nauczycielki. Cieszył się, że w końcu ktoś jest dla niego życzliwy. Nim zdążył zapytać, co dokładnie ma na myśli, kobieta szperała już w swojej torebce. Harry cierpliwe poczekał aż wyciągnie telefon. Nie patrząc na niego zaczęła tłumaczyć:
- Mój tata ma firmę budowlaną. Pracują nawet w weekendy. Może mógłby cię zatrudnić do jakiejś jednorazowej roboty - nie przerywając przyłożyła komórkę do ucha – Zaraz go wypytam.
Harry nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Codziennie spotykał się z odmowami, a tu trafiła mu się taka szansa. Niecierpliwie przygryzł wargi. Kiedy pani Hollis znacznie się oddaliła, zaczął przechadzać się w tę i we w tę. Rozmawiała tak cicho, że słyszał tylko pojedyncze słowa, ale był dobrej myśli. Po około pięciu minutach zauważył, że kobieta skończyła rozmawiać i podeszła do niego z życzliwym uśmiechem.
- Mam dla ciebie złą wiadomość. – zaczęła, a Harry’emu włos się zjeżył na karku – Dzisiaj się nie wyśpisz. Masz być w pracy jutro o siódmej rano.
- Dziękuję – szepnął Harry zbyt podekscytowany żeby wydusić coś więcej i nawet nie zarejestrował w którym momencie zrobił krok do przodu i uradowany przytulił panią Hollis.
Nauczycielka zesztywniała. Dopiero wtedy zrozumiał, co zrobił. Zacisnął zęby z zażenowania. Delikatnie rozluźnił uścisk i powolnie odsunął się od niej układając w głowie słowa.
- Przepraszam, nie powinienem. Po prostu… strasznie pani dziękuję – oznajmił na wydechu.
Kobieta uśmiechnęła się do niego lekko, ale z dystansem.
- Prawie byś mnie udusił. Wystarczyłby uścisk dłoni – Choć starała się obrócić wszystko w żart,  jej głos brzmiał dużo chłodniej niż wcześniej.
Kilka sekund później pisała już coś na jednej z malutkich karteczek leżących na jej biurku.
- Tutaj masz adres budowy, numer do mojego taty i mój – powiedziała rzeczowym tonem i podała mu kartkę.
Później Harry odprowadził ją do wyjścia, dziękując jej jeszcze z dwadzieścia razy.

*

Pięćdziesiąt pięć, pięćdziesiąt sześć, pięćdziesiąt siedem, pięćdziesiąt osiem, pięćdziesiąt dziewięć.
Już.
Scarlett Hollis wpatrywała się niespokojnie w zegarek na jej ręce. Minęło pięć minut. Mogła sprawdzić wynik testu ciążowego.
Zamknęła oczy, odetchnęła głęboko i spojrzała na okienko.
Jeden prążek.
Nie była w ciąży i bynajmniej nie cieszyło ją to. Pragnęła dziecka odkąd tylko wyszła za Philipa. Nie wytrzymała napięcia. Łzy napłynęły jej do oczu i teraz spływały gęsto po jej policzkach. Starała się uspokoić. Dobrze wiedziała, że jest płodna, Philip także. Ale w takim razie dlaczego nie mogła zajść w ciążę? Może za słabo się starali? Może to przez przemęczenie męża, stres. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Podskoczyła jak oparzona, kiedy ktoś zapukał do drzwi łazienki.
- Scarlett, jesteś tam? – zza drzwi usłyszała głos męża.
Musiał wrócić wcześniej z pracy. Wcześniej czyli o dwudziestej. Odpowiedziała po chwili namysłu.
- Tak, tak.
Spędziła jeszcze parę minut w łazience, po czym wyrzuciła test do kosza, przemyła twarz wodą i wyszła z pomieszczenia. Philip już krzątał się w kuchni.
- Wszystko w porządku? – zapytał słysząc jak siada na skrzypiącej kanapie.
Scarlett potrząsnęła głową jakby chciała pozbyć się natrętnych myśli i przywołała na swoją twarz wymuszony uśmiech.
- Tak, po prostu jestem zmęczona.
To nie było kłamstwo. Ciążyły jej powieki, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Nawet nie chciało jej się włączyć telewizora.

- Ja też –oznajmił Philip wchodząc do salonu – chyba położę się wcześniej spać – dodał całując ją w policzek i odszedł.
____________________________________
Jedyne co mam do powiedzenia, to to, że nie mam dla kogo pisać, więc w sumie nie wiem po co nawet piszę to, co mam do powiedzenia. Jeśli ktokolwiek to czyta - dziękuję i mam nadzieję, że nie było tak tragicznie.

3 komentarze:

  1. Oczywiście, że nie było tragicznie Słonko. Było wręcz bardzo dobrze. :) Bardzo mi się podoba Twój styl pisania, jak i sama fabuła opowiadania. Tak więc pisz dalej. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. :D
    Jakbyś miała kiedyś chwilkę lub się nudziła, to zapraszam także do siebie : http://dancewiththedevilff.tumblr.com/ xo

    OdpowiedzUsuń
  2. pamiętam, jak czytałam coś Twojego za czasów JSA... gdyby nie nick, w życiu bym nie skojarzyła. ktoś tu się rozwija (: Bardzo lubię kreacje bohaterów - wszyscy są barwni, charakterystyczni, mimo że jest ich całkiem sporo. Realistycznie, z humorem, ale też bardzo ciekawą fabułą - jestem jak najbardziej na tak. ale jeszcze nie wiem, z kim widzę Harry'ego. ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiscie ze nie bylo tragicznie! Musialam przeczytac od poczatku bo zapomnialam totalnie fabule, ale zrobilam to z checia! Piszesz fajnym stylem i masz w glowie ciekawe opowiadanie :)) niecierpliwie czekam na kolejne rozdzialy ;))

    OdpowiedzUsuń