czwartek, 22 sierpnia 2013

12. Look in the mirror

                Wszystko wydawało się snem. Albo nie. Raczej albumem ze zdjęciami, zbitkiem obrazów. Harry pamiętał wejście do klubu, pierwsze piwo, biały proszek, krew na dłoniach, a potem Nicole i towarzyszące jej białe światła. Pocałowała go dopiero po wszystkim. Złożyła na jego ustach zwycięstwo. Była zadowolona z siebie, a Harry? Harry nie wiedział co się dzieje. Ściany zbliżały się i oddalały, a on czuł tylko jak podniecenie  odpływa z jego ciała. Potem była już tylko jasność. Obudził się w łóżku. W swoim pokoju. Nie wiedział jak tam trafił, ale był wdzięczny losowi, że nie skończył w rowie. A że było to za pewne nad ranem, Anne obawiając się o syna zaproponowała mu pożyczkę, kwoty jaka brakowała mu do kupna samochodu, żeby „mógł wracać, kiedy on chce, a nie jego kumple”. Jednak były jakieś pozytywy. Czy chciał zapomnieć ten wieczór? I tak nie wiele pozostało w jego pamięci. Wiedział tylko, że czuł się dziwnie. Wiele odczuć kłębiło się w jego głowie. Satysfakcja i siła pomieszana z wyrzutami sumienia. Dlatego, kiedy w poniedziałek wszedł do szkoły, czuł na sobie ostrzał spojrzeń. Starał się iść pewnym krokiem, ale tak naprawdę potykał się o własne nogi. Dziewczyny zawsze na niego spoglądały, ale tego dnia było jakoś inaczej. Harry zaciskając zęby dotarł do korytarza, na którym miał pierwszą lekcję. Od razu dostrzegł chłopaków, bo pomachali mu na wstępie. W tym gronie nie było Malika. Harry z lekką nutą zadowolenia, pomaszerował w ich stronę.
- No siema! – krzyknął na powitanie Mike i klepnął go w plecy.
- Hej – odpowiedział Harry stając lekko z tyłu.
Mike pokręcił głową jakby nie zrozumiał.
- Hej? Serio Styles? – złapał się za głowę – Co ty, baba jesteś? – gwizdnął, a reszta chłopaków mu zawtórowała.
Harry ścisnął pięści ze zdenerwowania. Paznokcie wbiły mu się w skórę dłoni. Nie wiedząc co odpowiedzieć wzruszył tylko ramionami.
- Raczej nie – skwitował krótko Wade. – Szkoła aż huczy od plotek – wyjaśnił, gdy zobaczył ciekawskie spojrzenia.
Harry momentalnie wytrzeszczył oczy, ale szybko doprowadził się do porządku. Serce zaczęło mu szybciej bić, starał się to zignorować i zadał pytanie.
- Jakich plotek?
Wade uśmiechnął się krzywo i spojrzał mu prosto w oczy.
- To ty nie wiesz? Ty i Nicole…
Harry szybko wciągnął powietrze i prawie się zachłysnął. Posłał koledze pytające spojrzenie.
- No tańczyliście przecież – Wade wywrócił oczami. – A ona ma chłopaka – dodał patrząc w sufit z politowaniem.
Wyglądał na zirytowanego, a Harry - z pewnością – jak kretyn.  Zupełnie o tym zapomniał. Rozdziawił szeroko paszczę i wpatrywał się w rozmówce przeszywającym wzrokiem.
Gula w gardle zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Harry odetchnął z ulgą i uśmiechnął się głupio.
- A oto ci chodzi – wymamrotał i machnął ręką.
- Dawson, ty pajacu – To Mike klepnął go w tył głowy. – Przecież nie tańczył tylko z nią – powiedział na wydechu i opuścił ręce zrezygnowany.
- Nie? – Harry dopiero teraz musiał wyglądać jak totalny kretyn.
Właśnie zdradził, że nie pamiętał nic z piątkowej imprezy. Zmieszany uciekł wzrokiem w bok.
- No a Lisa, Ashleigh, Melissa, ta ruda i Bianca? – wymienił po kolei Mike wprawiając Harry’ego w osłupienie, które starał się usilnie ukryć.
Oczywiście nie zbyt mu to wychodziło. Harry kojarzył imiona tylko jednej dziewczyny. Teraz już wiedział dlaczego w sobotę rano tak bardzo bolały go nogi. Miał ogromną nadzieję, że tylko z nimi tańczył, że nie wydarzyło się nic więcej. Znowu się uśmiechnął próbując zatuszować zdenerwowanie. I wtedy  na jego szczęście – o ironio – wkroczył Malik, ubrany w luźne jeansy, czerwony podkoszulek, i ciemną dżinsową kurtkę.
- Cześć chłopaki – powiedział swobodnym tonem, ale widoczne było napięcie mięśni szczęki. – Co tam?
Szmer, szept, dziwne spojrzenia. Zayn spojrzał wyczekująco na towarzyszy.
- Rozmawiamy o piątkowej imprezie - odezwał się Mike – na której cię nie było – dodał z sarkastycznym uśmiechem.
Harry poczuł jak powietrze wokół nich gęstnieje. Starał się nie patrzeć Malikowi prosto w oczy.
- Właśnie, stary, gdzie byłeś? – zagaił Chris.
Zayn nie poruszył się nawet o minimetr, ale coś zmieniło się w jego spojrzeniu.
- Jak to, gdzie byłem? – powtórzył przez zaciśnięte zęby.
Ścięgna i żyły na jego szyi uwidoczniły się, ale w spokoju wysłuchał odpowiedzi Chrisa.
- No nie było cię w klubie, to musiałeś gdzieś być. – wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste.
Zayn momentalnie zmienił pozycję. Wszystkie jego mięśnie rozluźniły się, a na jego twarz wstąpił znany wszystkim, łobuzerski uśmiech.
- U rodziny. – znowu cisza. Tak jakby jego słowa nie zabrzmiały przekonująco – W Hatfield.
- A no tak. – skwitował krótko Chris.
Od tego czasu wszystko się zmieniło, albo raczej wróciło do normy. Zayn był panem sytuacji, koledzy jego sługami. A Harry? Harry na pewno nie był sobą. Był kimś więcej. Był popularnym, już nie „nowym”, tylko „naszym ziomkiem”, który należy do paczki, ale już nie „paczki Zayna Malika” tylko „paczki Zayna Malika i Harry’ego Stylesa”.
  
*

Kolejny szalony weekend. Kolejna impreza w klubie: tańce, alkohol, kobiety, narkotyki. Harry przeszedł już do tego na porządku dziennym. Czy się wstydził? Wręcz przeciwnie, dobrze się bawił. Jego życie przez ostatni miesiąc zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Harry nie miał dziewczyny. Bo po co? Ustawiały się do niego w kolejce, każdego wieczora mógł mieć inną. Nie chodził z nimi do łóżka. Nie chciał „wpaść”. Po prostu korzystał z upojnych chwil w toaletach i zakamarkach klubów. Korzystał z życia, tego chciał. Już trzecią  niedzielę z rzędu obudził się w południe, a raczej coś go obudziło. Dokładniej było to przeraźliwe wycie syreny. Harry niechętnie wygramolił się z łóżka i mamrocząc pod nosem wyzwiska podszedł do okna. Już miał je szczelnie zamknąć, kiedy zauważył biały ambulans pod domem państwa Bennet. Zmarszczył czoło i łapiąc się oburącz za kark wybiegł z pokoju. Pospiesznie zszedł po schodach na parter domu.
- Mamo? – cisza – Mamo? Co się dzieje? – podniósł głos poważnie zaniepokojony.
Wypatrzył ją w korytarzu przy drzwiach wejściowych. Pośpiesznie ubierała buty.
- Nie wiem – odpowiedziała na wydechu. – Idę zobaczyć.
- Ale mamo – dopadł drzwi akurat gdy zamknęły się za panią Cox.
- Zostań w domu. Zaraz wrócę – usłyszał przejęty głos tuż za drzwiami.
Zrezygnowany opuścił dłonie i podreptał powrotem do pokoju. Po drodze minął duże lustro wiszące w korytarzu. Już rozumiał, dlaczego kazała mu zostać. Miał na sobie tylko bokserki, włosy sterczały we wszystkie strony, a na twarzy wyraźnie widniały ślady wczorajszej imprezy. Podkrążone oczy, blada cera i rozcięta warga.
Rozcięta warga?
Harry podniósł dłoń do ust i palcem wskazującym dotknął małej ranki. Zaszczypało. Skrzywił się, ale szybko przypomniał sobie po co tu jest i w trzech krokach wpadł do pokoju i stanął przy oknie. Obserwował głowę Anne przemieszczającą się po podwórku sąsiadów. Porozmawiała z jakimiś ludźmi i zniknęła za rogiem swojego domu.
Harry rzucił się w pościg do drzwi. Chciał jak najszybciej zdobyć informacje.
Auuuu, zaskowyczał kiedy uderzył łokciem w poręcz schodów, ale nie zatrzymał się. Wbiegł do korytarza akurat wtedy, kiedy Anne wróciła.
- I co? – przyszpilił ją do drzwi wejściowych tarasując jej przejście.
- Nic nie wiadomo. – odpowiedziała mu błądząc gdzieś wzrokiem.
Harry zacisnął pięść i uderzył nią w ścianę obok. Zignorował ból.
- Jak to? – warknął bez opanowania.
- Po prostu zemdlała. Muszą ją wziąć do szpitala i zrobić…
- Ale kto?
Anne spojrzała na syna. Wyglądał jak obłąkany. Do tego ta rozcięta warga. Potrząsnęła głową jakby chciała odgonić wszystkie zmartwienia.
- Pani Bennet.
- No to mów od razu – syknął Harry i odszedł.
Po prostu pokonał te kilkanaście schodków i wrócił do łóżka. Próbował się uspokoić, ale był taki rozedrgany że nie pomogło nawet schowanie głowy w poduszkę. Tłumaczył się wczorajszymi dopalaczami, że to one tak na niego zadziałały, że to dlatego nie może odetchnąć pełną piersią. Zamiast tego czuł przejmujący ból w sercu. I ulgę.
                Ciężar z jego serca spadł dopiero w poniedziałek rano, kiedy na parkingu szkolnym ujrzał Carly Bennet. Nie wyglądała na załamaną, tylko lekko przybitą. Zaparkowała kilkanaście metrów od jego nowego a jednocześnie starego Forda. Harry nie zdążył się jeszcze do niego przyzwyczaić, dlatego zrobił kilka kroków w stronę dziewczyny, ale zaraz musiał wrócić by zamknąć samochód. Brak pilota był dla niego uciążliwy. Z trudem trafił do zamka i przekręcił kluczyk. Wymamrotał pod nosem przekleństwo i odwrócił się. Ale Carly już nie było. Opuścił głowę i zrezygnowany pomaszerował do szkoły. Szybko znalazł swoją paczkę. Stałe grono wsłuchujące się w słowa Malika.
- A ona do mnie czy mam dziewczynę, czaicie? – zaniósł się donośnym śmiechem, a  reszta  mu zawtórowała.
Harry nie był w temacie, dlatego tylko krótko przywitał się z osiemnastolatkami i zajął swoje stałe miejsce na ławce, przy ścianie, obok Zayna. Wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w mijających ich uczniów. Nie słuchał o czym trajkocze mulat. W głowie miał co innego. Chciał wiedzieć, czy wszystko w porządku z mamą Carly. Chciał z nią porozmawiać, tylko potrzebował do tego sposobności. Właśnie analizował w głowie swój plan lekcji, kiedy przed oczami mignęła mu znajoma sylwetka.
Pani Hollis ubrała dzisiaj prostą czarną spódnicę za kolano i do tego szarą garsonkę. Spokojnie mogłaby się zlać z ponurymi ścianami budynku, ale Harry wszędzie by ją rozpoznał. Zmierzył ją od stóp do głów i obserwował jak szuka czegoś w neseserze przygryzając przy tym wargę. Mimowolnie zrobił to samo i syknął z bólu. Skaleczenie na jego ustach przypomniało o swoim istnieniu. Zmarszczył czoło. Sekundę później jego uwagę przykuł głośny śmiech kolegów. Automatycznie podążył za ich wzrokiem. Carly klęczała przy swojej szafce i zbierała książki z podłogi. Harry instynktownie poderwał się z miejsca. Pragnął rzucić się jej z pomocą.
- Styles – warknął Zayn.

Choć on siedział, a Harry stał, to spojrzenie Malika sprawiło, że poczuł się malutki jak robaczek. Zrezygnowany usiadł i zaśmiał się gorzkim śmiechem, zlewającym się z wesołym chichotem jego kolegów.
_______________________________________________
No, także tego... trochę nudny ten rozdział, ale musiał taki być ;p
Jakieś uwagi? Komentarze? Prośby? Domyśły? PISZCIE śmiało :)
Pozdrawiam :D

P.S: Dziękuję, że tak licznie czytacie to opowiadanie, naprawdę bardzo to doceniam i ogromnie mnie to cieszy <3

4 komentarze:

  1. Dobry rozdział. Narazie się nic nie dzieję, ale napewno dalej się wszystko zacznie. Pisz dalej bo swietnie Ci idzie //@VeronikaMiriam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm! No nieźle :D Jednak Harry musi się ogarnąć i przestań zwracać uwagi na popularnych, bo to nie ma sensu. Miło, że przejął się mamą Carly, tylko... co z panią Hollis? :P Intrygująco :D Uwag nie mam, bo wszystko mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie nowy rozdział, nie mogłam się już doczekać. :)
    Czy tylko mi się zdaję, że Zayn coś ukrywa? A może to tylko moje głupie podejrzenia o jakimś mrocznym sekrecie Malika. xd
    I tak myślę, że w głębi serca Hazza coś tam czuje do Carly, może chociaż jakaś odrobinka uczucia do niej tam jest! :D Sądząc po jego reakcji gdy zobaczył ambulans pod jej domem coś jest na rzeczy. Tylko no dlaczego on z nią nie porozmawiał. eeh. Czekam na następny!
    Pozdrawiam! xx
    @blackstarPL | immaculate-as-air.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń