czwartek, 5 lipca 2012

4. Be consistent


Zdążyła nie tylko przygotować kolację, ale też posprzątać całe mieszkanie. Philip miał wrócić dzisiaj wcześniej. Scarlett chciała zrobić mu niespodziankę. To miał być romantyczny wieczór. Wskazówka zegara nieuchronnie zbliżała się do godziny dziesiątej, a najmłodszy z rodziny Hollis’ów wciąż nie było w domu. Pracował w agencji ubezpieczeniowej na stanowisku dyrektora do spraw marketingu. Miał dopiero trzydzieści lat, ale wspinaczka po szczeblach kariery zawodowej była charakterystyczna w jego rodzinie. Scarlett, jego żona nienawidziła tego, że jako nauczycielka kończyła wcześniej pracę i większość dnia spędzała samotnie, czekając na ukochanego.
Po raz kolejny spojrzała na zegarek. Zbierało jej się na głęboki, zniecierpliwiony wdech, kiedy ktoś od zewnątrz przekręcił klucz w drzwiach. Wstała energicznie z kanapy poprawiając skromną, ale bardzo kobiecą sukienkę i jak na skrzydłach podleciała do męża.
- Cześć kochanie. Myślałem, że już śpisz – powiedział półgłosem i pocałował ją delikatnie.
Z tego miejsca nie mógł zauważyć zastawionego stołu i świec.
- Nie, czekałam na ciebie – oznajmiła.
Przytuliła się do niego wygodnie układając głowę na jego klatce piersiowej. Tęskniła za nim.
- Oj nie musiałaś. – Philip ziewnął i odsunął ją lekko od siebie. – Miałem jeszcze coś do zrobienia. Nie mogłem wyjść wcześniej. Przepraszam – tłumaczył się skruszonym tonem.
Dla Scarlett było ważne, że już wrócił i mogła się nim nacieszyć. Wystarczyło tylko podgrzać zapiekankę, zapalić świece i zasiąść przy stole.
- Już trudno – machnęła ręką – Mam dla ciebie niespodziankę – Chwyciła jego dłoń i posłała promienny uśmiech. Phil uniósł ich splecione palce do ust.
- A czy to może zaczekać do jutra? Jestem potwornie zmęczony. Padam na twarz. – udał, że się zatacza – Marzę o gorącym prysznicu i wygodnym łóżku – wysapał.
Brunetka nic nie odpowiedziała. Było jej przykro, ale przecież nie mogła go winić. Już zdążyła się przyzwyczaić do samotnych wieczorów, dlatego kiwnęła tylko głową, wymusiła lekki uśmiech i powędrowała z powrotem na kanapę. Udawała, że czyta gazetę póki mężczyzna nie zniknął jej z oczu, po czym oddała się swoim myślom.

*

Łózko. Toaleta. Łóżko. Znów toaleta. Kazania od mamy. Tak mniej więcej wyglądała niedziela dla Harry’ego. Poważnie się zatruł. Wspomnienia z imprezy miał zamazane i średnio przyjemne. Klimat wydawał mu się idealny. Skończyło się zupełnie odwrotnie. Przypadkowy pocałunek z ledwo co poznaną dziewczyną i spędzenie reszty nocy nad klozetem nie były jego marzeniem. Był wściekły. Najbardziej na siebie. Jednak co do Zayn’a i jego paczki miał mieszane uczucia. Wiedział, że z Lisą na pewno mu nie wyjdzie. To był błąd. Na szczęście alkohol uznał za pewne usprawiedliwienie. Teraz musiał poważnie zastanowić się, czy chce zadawać się z tymi ludźmi. Ale jaką miał alternatywę? Raczej żadną. Nie licząc jego sąsiadki, która poniedziałkowego poranka znowu stanęła mu na drodze.
Harry zmachany wybiegł z domu w źle zawiązanych trampkach, szarych spodniach zwężanych u dołu i na pół czarnej, na pół czerwonej koszulce. Dużymi krokami dostał się na chodnik, szarpiąc spadający mu z ramienia plecak. Spieszył się na autobus.
- Nie zdążysz. – usłyszał przytłumiony przez silnik samochodu głos.
Odwrócił się na pięcie i na podjeździe obok zauważył podstarzałego Mercedesa. Miał ciemnoniebieski kolor i z pewnością kilkanaście lat. Jednak kierowca wyglądał bardzo dumnie. Carly Bennet przybrała przyjazny i jednocześnie litościwy wyraz twarzy. Nie, to nie był jeden z tych ironicznych uśmiechów. Po prostu ubolewała nad nieporadnością młodego Styles’a.
- Trudno – odpowiedział po raz kolejny poprawiając plecak.
- Może chociaż „cześć”? – potrząsnęła głową niezadowolona. Harry z tej odległości mógł dostrzec niesforne kosmyki włosów, które skręciły się od wilgoci.
- Cześć – odparł Harry bez wyrazu. Potem wzruszył ramionami i odszedł, zmierzając w stronę przystanku. Przeszedł kilka metrów zanim zauważył jadący dokładnie obok niego samochód. Westchnął zniecierpliwiony. Nie miał ochoty na przekomarzanie się. Wciąż męczyły go mdłości. Zatrzymał się i wyczekująco popatrzył na brunetkę.
- No co?
- Nie wyglądasz zbyt dobrze – Harry z zaskoczeniem usłyszał w jej głosie troskę. Udawał, że się tym nie przejął.
- I?
Momentalnie przez twarz dziewczyny przemknęła masa emocji. Loczek najlepiej wychwycił rozczarowanie. Carly nie chodziło o towarzystwo chłopaka. Chciała mu po prostu pomóc. Tak była wychowana, ale on o tym nie wiedział.
- Wsiadaj. Podwiozę cię – zaproponowała i nie czekając na odpowiedź zasunęła prawie do końca szybę. Była pewna, że szatyn skorzysta z okazji.
Harry nie musiał długo się zastanawiać. Już raz zdążył spóźnić się do szkoły. Na rozpoczęcie. Powtórka z rozrywki byłaby mega wtopą. Odetchnął głęboko zrezygnowany i obszedł od przodu samochód by zająć miejsce pasażera. Starał się nie patrzeć Carly w oczy. Niezręczna cisza trwała niecałą minutę.
- Impreza się udała? – kątem oka zauważył jak powstrzymuje uśmiech.
- Tak sobie. – odpowiedział krótko.
To nie zniechęciło dziewczyny.
- Właśnie widzę – Harry wyczuł ironię. Pewnie myślała, że zachlał się do upadłego i dlatego teraz wygląda jak zombie.
W akcie niezadowolenia kopnął plecak by upchnąć go pod deską rozdzielczą. Zaczął kręcić się niewygodnie w siedzeniu. Dziewczyna obserwowała dyskretnie jego zachowanie.
- Nie masz tutaj klimy? Duszno mi… - jęknął.
Nie kłamał. Stęchły zapach wnętrza samochodu i ostry płynu do mycia szyb wywoływał podejrzane ruchy w jego żołądku.
- Nie. Mogę jedynie otworzyć okno. – Trzymając kierownicę jedną ręką wychyliła się by przekręcić gałkę na jego drzwiach. Harry wstrzymał oddech. Dziewczyna była bardzo blisko niego. Kilka jej włosów łaskotało mu twarz. Pewnie normalnie, spodobałaby mu się ta sytuacja, ale teraz czuł się fatalnie. Nie umknęło to pannie Bennet. – Wytrzymasz, czy mam się zatrzymać?
Chłopak przygryzł dolną wargę i wyjrzał przez okno. Rozpoznawał te budynki. Szkoła była niedaleko. Musiał zachować zimną krew.
- Jedź – wymusił uśmiech.
Niecałe dwie minuty później wysiadał z pojazdu przytrzymując się drzwiczek by sięgnąć plecak.
- Co to za rzęch, że nie ma klimatyzacji? – zagadnął ją udając wyluzowanego.
- Przynajmniej nie muszę biegać na autobus – Tym razem to był jeden z tych ironicznych uśmiechów.
Harry trzasnął drzwiami chcąc się odgryźć, ale dziewczyna go zignorowała. Już miał dodać jakąś kąśliwą uwagę, ale zauważył, że ta oddala się od niego z wysoko podniesioną głową.
- Dzięki za podwózkę.
Sam nie wiedział, czemu to powiedział, ale jego głos był tak słaby, że podejrzewał, że Carly i tak nie usłyszała.

Pierwszą lekcją tego dnia był sport. Harry znów znienawidził się za zły przebieg wydarzeń. Źle się czuł, więc nie mógł grać. Siedział jak ten kołek na ławce, więc znów wyszedł na mięczaka. Po raz kolejny zatęsknił za starą szkołą i dobrą pozycją wśród uczniów. Na szczęście, na pierwszej godzinie nie pojawił się Zayn, więc chociaż przed nim nie musiał się kompromitować. Po czterdziestu pięciu minutach i kilku kolejnych przerwy podążył za tłumem i dotarł do sali języka angielskiego, gdzie miała się odbyć kolejna lekcja. Tym razem dostrzegł Zayn’a i nieśmiało do niego podszedł. Był z kolegami. Rozpoznał Mike’a i Wade’a. Rozmawiali o sobotniej balandze. Widać, im się bardziej poszczęściło.
- Myślisz, że wie, że to my? – usłyszał Harry zbliżając się do grupki.
- No raczej. Raz powiedziałeś moje imię, debilu. – Zayn trzepnął lekko chłopaka w głowę.
- Ale była jazda. Mogliśmy jeszcze zadzwonić do pani Rasserhof. – wtrącił się Mike, a reszta zachichotała.
Harry bał się, że go nie zauważą, ale jednocześnie druga jego część miała na to nadzieję. Jednak Zayn szybko wychwycił go wzrokiem, gdy dzieliło ich zaledwie dwa metry.
- Styles! – krzyknął i pomachał mu przyjaźnie.
Chłopak ze spuszczoną głową pomaszerował w ich stronę. Sam nie wiedział, dlaczego tak się zachowuję. Może po prostu brakowało mu siły.
- A ty co? Lisa cię tak wykończyła czy wciąż masz kaca? – wypalił brunet szczerząc się.
Harry wolałby, żeby przedstawił mu pozostałych kolegów, ale musiał wymyśleć jakąś odpowiedź na poczekaniu.
- Nieprzespana noc.
Dwóch chłopaków najbliżej niego zachichotało. Pozostałych trzech wciąż było zajętych rozmową.
- Uuuuu… - zagwizdał Zayn. – To ile ty lasek wyrwałeś, że niedziele też miałeś zajętą?
Nie podobały mu się jego słowa. Nie był typem faceta, który by „pieprzył wszystko co się rusza” i nie chciał być za takiego postrzegany. Ale z drugiej strony cieszył się, że nikt nie dowiedział się o jego niezbyt przyjemnym zakończeniu imprezy. Na szczęście nie musiał odpowiadać, bo zadzwonił dzwonek i uczniowie weszli do klasy. Sam wgramolił się jako jeden z ostatnich i ze zdumieniem stwierdził, że choć były tam pojedyncze ławki, Zayn pozostawił dla niego wolne miejsce przed sobą. Z lekkim uśmiechem powędrował w tamtą stronę, zrzucił plecak na krzesło i oparł się o nie plecami.
- Wyglądasz beznadziejnie.
- Dzięki – odpowiedział ironicznie na uwagę bruneta, ale po chwili dodał – A tak serio to dzięki za imprezę.
Zayn podrapał się po brodzie. Wyglądał na zamyślonego.
- Nie ma za co – rzucił swobodnym tonem.
Hałas w klasie momentalnie ucichł. Nie zupełnie, ale Harry wiedział, że coś jest nie tak.
- A teraz patrz i podziwiaj – chłopak szepnął i poprawił kołnierzyk czerwono żółtej koszuli w kratę.
Harry obrócił się powoli ciekawy, co zobaczy. Przy biurku nauczycielskim stała średniego wzrostu szatynka o idealnej figurze. Loczek spokojnie mógłby ją wziąć za koleżankę starszej siostry. Ubiorem starała sobie dodać kilka lat. Miała na sobie czerwoną, jedwabną sukienkę za kolana z niebieskim pasem pod uwydatnionym biustem i cienką kremową marynarkę. Z jej twarzy biła świeżość i pełnia życia.
- Mógłby pan usiąść panie… - zaczęła uprzejmym tonem.
- Styles. Harry Styles – drygnął lekko kolanami i oszołomiony wyglądem nauczycielki opadł bezwładnie na krzesło. W roztargnieniu zapomniał o pozostawionym tam wcześniej plecaku, który z hukiem spadł na podłogę.
- Przepraszam. – powiedział półgłosem, a Zayn zachichotał za jego plecami.
- Jesteś nowy, tak? – zauważyła kobieta, a jej prawy kącik ust lekko drgnął – Ale zapamiętam cię. Zwracasz na siebie uwagę. – tym razem usłyszał chichot kilkorga uczniów, ale nauczycielka to zignorowała. – Czy teraz mógłbyś już spokojnie usiąść na miejscu i pozwolić mi rozpocząć lekcję?
Harry potulnie kiwnął głową i wychylił się by sięgnąć plecak nie spuszczając szatynki z oczu. Ta wyjęła z nauczycielskiej torby książkę, skórzany piórnik i dziennik. Chłopak wciąż nie wierzył własnym oczom. Ona naprawdę ma go uczyć?
- Dla Harrego – zadrżał na dźwięk swojego imienia – i reszty, która przez te dwa miesiące zapomniała jak wygląda szkoła, nazywam się Scarlett Hollis i jestem waszą starą, dobrą nauczycielką języka angielskiego.
Zakończyła wypowiedź szerokim uśmiechem, a w męskiej części klasy znowu zawrzało. Harry już czuł pewną sympatię do tej kobiety. Nie wiedział tylko, czy wynikało to z jej charakteru czy prezencji. Fakt faktem, była piękna, ale przecież musiała być prawie dziesięć lat starsza.
- Zanim zacznę omawiać zasady BHP i Przedmiotowy System Oceniania, chciałabym podziękować panu Zayn’owi Malikowi i jego kolegom za telefon w środku nocy, który poważnie nagiął mój czas wypoczynku. Rozumiem, że zatęskniliście za moimi lekcjami, ale mogliście zaczekać chociaż do rana. – posłała Zayn’owi ironiczny ale pełen dezaprobaty uśmiech. Chłopak odpowiedział bardziej przyjaznym gestem. Pokazał cały rząd swoich białych zębów. – Ale zdąży pan jeszcze zatęsknić za wakacjami. Na następną lekcję przygotuje pan referat o twórczości Szekspira, którą będziemy zajmować się w tym roku.
Klasa wybuchła śmiechem, a pani Hollis podeszła do tablicy by zapisać temat. Harry musiał wykorzystać całą swoją samokontrolę by nie spoglądać poniżej jej linii pasa. Postanowił skupić się na jej słowach. Tak jak obiecała, przeczytała melodyjnym głosem PSO, przypomniała zasady BHP i zwięźle przeszła do wykazu lektur na najbliższe półrocze. Była już w połowie listy, kiedy Harry usłyszał obok siebie szelest papieru. Rozejrzał się podejrzliwie i zauważył jego prawego sąsiada, którego imienia nie znał próbującego wyjąć kanapkę z plecaka. Nie zdziwiło go to zbytnio, bo chłopak miał sylwetkę wskazującą na duże i częste spożycie posiłków w ciągu dnia. Pośladki ledwo mieściły mu się na krześle. Harry zmarszczył noc obserwując jego poczynania. Z trudem, ale w końcu Grubas, jak go nazwał w myślach, odpakował śniadanie. Z tej odległości dostrzegł coś białego i zgniłozielonego. Czując ucisk w żołądku rozpoznał zapach ugotowanego jajka i korniszona. Nagle, z przestrachem przypomniał sobie o jego dolegliwościach pozostałych po sobotnim wieczorze. Nawet nie zarejestrował, w którym momencie wybiegł z klasy. Zdesperowany rzucił się w stronę wyjścia. Jeszcze nie korzystał ze szkolnej toalety, więc nie wiedział, gdzie się znajduje. Zaczerpnięcie świeżego powietrza wydawało mu się w tym momencie najlepszym rozwiązaniem. Na oślep biegł przez korytarz zakrywając dłonią usta. Obawiał się, że zbliża się rewolucja. Jeszcze tylko jeden zakręt, pocieszał się w myślach.
Uffff. Odetchnął głęboko wylatując jak torpeda przez główne drzwi. W duchu ucieszył się, że nie ma żadnych świadków. Przystanął opierając się plecami o zimną ścianę i oddychał głęboko. Dłonie położył na udach i pochylił się do przodu. Fałszywy alarm, stwierdził po minucie. Spadł mu kamień z serca, a raczej z żołądka. Miał już dość wymiotowania jak na ten tydzień. Powoli, kontrolując każdy sygnał jego ciała ukucnął pod ścianą. Żałował tylko, że nie wziął ze sobą plecaka, w którym zostawił butelkę z wodą. Ale nie miał takiej możliwości żeby go zabrać. To działo się zbyt szybko. Skrzywił się na myśl o kąśliwych komentarzach reszty uczniów, którzy byli świadkiem jego ewakuacji. Tym bardziej po plecach przeszedł mu zimny dreszcz, gdy usłyszał zbliżające się kroki. Zacisnął powieki w oczekiwaniu. Żeby tylko to nie był Zayn, powtarzał w myślach. Dobrze wiedział, że ten będzie się z niego nabijał. Jednak zamiast męskiego, usłyszał kobiecy głos.
- Wszystko w porządku? – lekko zbity z tropu podniósł głowę i spojrzał w górę.
Pochylał się nad nim nie kto inny, tylko pani Hollis. Poczuł strużkę zimnego potu spływającą mu po karku, ale momentalnie zmobilizował siły, by nie wyglądać aż tak źle. Miał nadzieję, że udało mu się, ale jego głos go zdradził.
- Tak, już dobrze – wymamrotał.
- Co się stało? Źle się czujesz? – w głosie kobiety wyraźnie pobrzmiewała troska. Jednak nie dziwiło go to. Jako nauczyciel, była za niego odpowiedzialna.
- Oh, to nic – machnął ręką. – Zrobiło mi się słabo.
Wiedział, że wygląda okropnie. Był trupio blady i cały spocony. Jednak nie mógł się powstrzymać od roztrzepania loków palcami.
- Zaprowadzę cię do pielęgniarki. – zasugerowała opanowanym tonem i podała mu rękę.
Harry nie chciał robić niepotrzebnego zamieszania. Już czuł się lepiej. Nie potrzebował pomocy. Sam umiał o siebie zadbać.
- Nie trzeba. Już mi przeszło – odpowiedział stanowczo, ale grzecznie i skorzystał z wyciągniętej w jego stronę dłoni. Nie zdziwił go niesamowicie przyjemny dotyk kobiety. Miała gładką, delikatną skórę. Uderzyła go aromatyczna woń perfum i owocowego szamponu do włosów. Uśmiechnął się do niej lekko. Chciał udowodnić, że jego stan pozwala mu na samodzielny chód. Ta odwzajemniła uśmiech, ale nie dawała za wygraną.
- Na pewno? Myślę, że jednak powinna zobaczyć cię pielęgniarka. Ona stwierdzi, czy możesz kontynuować plan lekcji na dziś.
Harry pomyślał, że jeśli skieruje się do gabinetu lekarskiego, ta da mu spokój i nie będzie musiała go niańczyć. Zrobił kilka kroków z powrotem do wnętrza budynku. W duchu dziękował swoim nogom, że chociaż one go nie zawiodły i nawet zgrabnie i pewnie się poruszał. Przytrzymał drzwi w celu ustąpienia pierwszeństwa nauczycielce i gdy ta przechodziła obok, zapytał:
- To gdzie ten gabinet?
Usatysfakcjonowana Scarlett Hollis wyperswadowała mu drogę i powróciła do klasy. Harry podążył w kierunku, który mu wskazała, ale nie dotarł do sali numer siedemnaście. Resztę lekcji spędził na ławce za rogiem. Przestraszony podskoczył, gdy rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Zanim się podniósł, na korytarz wysypała się chmara uczniów. Wstając, w tłumie rozpoznał Zayn’a. Ku jego zdziwieniu, na twarzy chłopaka malowała się troska i poczucie winy. Harry nic z tego nie rozumiał.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej – oznajmił, wcale nie kłamiąc.
Zayn podrapał się po głowie. Nie patrzył mu w oczy. Już chciał zapytać, o co chodzi, ale ten go uprzedził.
- Też wymiotowałeś?
Też? Chłopak totalnie zbił go z tropu. Oszołomiony kiwnął tylko twierdząco głową i skrzywił się.
- Przepraszam. To był wadliwy towar. Nie wiedziałem. – wydukał chłopak łamiącym się głosem.

                           _________________________________



Bez zbędnego gadania. Po prostu mam nadzieję, że się podobało. Starałam się dodać jak najszybciej, zmotywowana waszymi komentarzami, więc mogło się wkraść kilka błędów, za które przepraszam ;<
Dziękuję za wszystkie szczere opinię i za czytanie tego powyżej xD ;*



3 komentarze:

  1. Niee, błędów chyba nie było. Tak szybko to czytałam, że nawet nie zwróciłam i tak na to uwagi, więc .. :D Powtórzę się jeszcze raz .. kocham ten blog i wszystkie inne blogi które piszesz, masz talent :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale czaad, ja też będę publikować czwarty rozdział. ;)
    Nie ma nic gorszego od kaca. Harry to ciota, pakuje się w kłopoty. RoOck. (;

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie marzy ci się piękny, nowy wygląd bloga? Nie chciałabyś, żeby wyglądał bardziej profesjonalnie, przyciągał spojrzenia? Ładny szablon = więcej obserwujących. Zapraszam na Szabllon.blogspot.com - szabloniarnię stworzoną z myślą o takich blogach! Kto pierwszy, ten lepszy, czekam! :)

    OdpowiedzUsuń