Harry myślał, że szkoła w Londynie będzie taka, jak na
Londyn przystało – nowoczesna. Bardzo się zawiódł widząc otynkowany budynek,
pomalowany na niebiesko szaro. Wyglądał jak każdy inny. Szerokie, oszklone
wejście, dwa potężne skrzydła po obu stronach. Znajdował się w okolicy bardziej
przypominającej jego dawne miejsce zamieszkania niż wielką metropolię. Niskie,
jednorodzinne domki, kilka przydrożnych sklepów, jeden market, jednopasmowe ulice
z pojedynczymi drzewami na poboczu. Nie przeszkadzała mu ta atmosfera. Wręcz
przeciwnie, czuł się w miarę swobodnie. Do czasu, aż przekroczył próg szkoły.
Ciążyły mu ciekawskie spojrzenia. Grupki dziewcząt
chichotały na jego widok, a chłopcy robili podejrzliwe, nie wskazujące na
sympatię miny. Zmierzając do sekretariatu niechcący wpadł na jednego z tych
„dobrze wyglądających kolesi”.
- Uważaj jak chodzisz. – warknął mu prosto w twarz. Po
plecach Harrego przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Już nie lubił tego miejsca. Z
przepraszającym spojrzeniem wyminął bruneta i ruszył dalej. Po kilku krokach
uśmiechnął się na myśl, że gdyby jego sąsiadka to widziała, na pewno by mu się
odgryzła.
Wszystkie formalności załatwił bardzo szybko. Byłoby to
niemożliwe, gdyby nie pomoc sekretarki, która jak na razie była jedyną osobą,
która wydawała mu się miła. Styles otrzymał od niej wszystkie niezbędne
wskazówki. Pani Lewrence podała mu numer sali lekcyjnej, do której miał się
udać zaraz po apelu oraz nazwisko jego wychowawcy. Chłopak cieszył się, że
trafił na faceta, ponieważ podobno z nimi łatwiej jest się dogadać. Przed
wyjściem z sekretariatu poprawił czarny cienki krawat, chwilę wcześniej
pochwalony przez panią Lewrence, po czym opuścił pomieszczenie rozglądając się
w poszukiwaniu jakiegoś ustronnego miejsca. Dopiero wtedy zauważył, że
większość uczniów ma na sobie zwykłe koszule, a dziewczyny zamiast galowych
spódniczek - wyzywające sukienki. Wtedy zrozumiał uwagę sekretarki o jego
„odpowiednim stroju”. W tej szkole nikt się tym nie przejmował. Fakt - tego
dnia było rozpoczęcie roku, ale był to piątek, więc uczniowie nawet nie mieli
realnej szansy, aby wdrążyć się w klimat nauki. Wszyscy ubierali się tak jak
chcieli. No, może nie wszyscy. W jednym z kątów ujrzał swoją sąsiadkę, ubraną w
granatową spódnicę do kolan z wysokim stanem i białą bluzeczkę z kołnierzykiem.
W przeciwieństwie do innych dziewcząt ubrała zwykłe baleriny. Na jego twarzy
pojawił się uśmiech. Wydawała się taka drobna, stojąc wśród nastolatek na
kilkunastocentymetrowych obcasach. Nie trwało to jednak długo - zauważyła go i
posłała mu zacięte spojrzenie, by za chwilę szepnąć coś do ucha swoim
towarzyszkom. Harry prychnął zatrzymując się, by oprzeć się o ścianę obok
automatu. Chwilę po tym rozpoczęła się uroczystość inauguracji roku szkolnego,
jak zwykle ramowa i sztywna. Przemówienie dyrektora było nudne i ciągnęło się w
nieskonczonosc. Harry zacisnął zęby i wytrzymał tych kilkadziesiąt minut, po
czym ruszył wraz z innymi do sali lekcyjnej. Nawet nie zauważył, kiedy dał się
ponieść tłumowi i przeoczył swoje piętro. Nagle został zupełnie sam na pustym
korytarzu. Nie bał się, ale przecież nie ma nic gorszego jak spóźnienie się na
rozpoczęcie szkoły. Zdenerwowany przetarł twarz i po kilku obrotach wokół
własnej osi wybrał schody po prawej stronie. Zszedł na niższe piętro i skręcił
w lewo. W oddali usłyszał jakieś głosy, dlatego też przyspieszył kroku. Minął
jeden korytarz i gwałtownie się zatrzymał. Automatycznie przylgnął do ściany i
nasłuchiwał.
- Tak łatwo ci nie odpuszczę. – Był to męski, silny głos.
Słychać było wyraźnie, że koleś jest mocno zdenerwowany. Harry pomyślał, że
dobrze zrobił nie idąc dalej.
- Oddam ci wszystko, jak zdobędę tą kasę. – drugi głos
również należał do mężczyzny. Pobrzmiewała w nim nuta strachu, ale rozmówca
usilnie starał się trzymać nerwy na wodzy.
Chłopak usłyszał stłumiony dźwięk: zupełnie, jakby ktoś
uderzył czymś miękkim o ścianę. Kątem oka zarejestrował, że dwójka stojąca na
schodach przemieściła się. W duchu modlił się, by nie zostać zauważonym.
- Kasa swoją drogą, Malik. – ktoś zaśmiał się ironicznie. –
Trzymaj się z daleka od mojej dziewczyny. – Drugie zdanie zabrzmiało już
groźniej. Harry czuł, że znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej
porze.
- Nie wiem, o czym mówisz. – zdawało mu się słyszeć drżenie
w głosie jednego z chłopaków. Coraz bardziej nie podobała mu się ta sytuacja.
- Jasne. Jeszcze raz ją dotkniesz, a wtedy pogadamy inaczej.
Po tych słowach do Harrego dotarły odgłosy szamotaniny.
Chwilę po tym, dosłownie kilka kroków od niego na podłodze wylądował brunet o
ciemnej karnacji. Ten sam, na którego wpadł rano w drodze do sekretariatu.
Chłopak leżał na klatce schodowej z powyciąganą i pogniecioną koszulą,
trzymając się za brzuch. Harry odruchowo zbliżył się do niego i podał mu rękę.
Ten skorzystał z pomocy i wstał wciąż skręcając się z bólu.
- Nic ci nie jest? – to pytanie jako pierwsze przyszło
Stylesowi na myśl. Szybko jednak przekonał się, że było niewłaściwe, gdyż
brunet wyminął go i skierował się w stronę korytarza.
- Zajmij się sobą, stary.
Natura Harrego nie pozwoliła mu na zostawienie chłopaka
samemu sobie. Dogonił go i zagrodził drogę.
- Powinieneś pojechać do szpitala, może być złamana –
osiemnastolatek wskazał na prawą rękę rozmówcy. Zauważył grymas na jego twarzy
świadczący o ostrym bólu. Skoro był świadkiem tego wydarzenia, poczuwał się do
odpowiedzialności za opiekę nad poszkodowanym, który chciał się go jak
najszybciej pozbyć.
- Dzięki, ale nie potrzebuję niańki. – warknął mrużąc oczy .
- Ale…
- W porządku. – chłopak odetchnął głęboko i przewrócił
oczami. Widać było, że sam jest skołowany. – Widzisz? Nie jest złamana –
oznajmił prostując i zginając rękę. Harry poczuł jak spada mu kamień z serca,
powstrzymał się jednak od wymownego „uffff”. – Coś jeszcze? – chłopak zatrzymał
się i posłał mu zniecierpliwione spojrzenie.
- Tak – wzrok chłopaka stał się jeszcze bardziej
przenikliwy. Miał wyraźnie dość jego towarzystwa, ale Harry nie chciał już go
dłużej męczyć. - Wiesz gdzie jest sala 306?
Oczy mulata rozbłysły. W jego głowie zaświtała pewna myśl.
- To ty jesteś tym nowym? – Ostatnie słowo w jego ustach
brzmiało jakoś dziwnie uroczyście. Harry czuł, że wzbudzi sporą sensację
dołączając do jednej z drugich klas, ale nie podejrzewał, że wszyscy będą o nim
mówić już pierwszego dnia szkoły.
Na zadane pytanie odpowiedział skinieniem głowy. Nie czuł
się komfortowo będąc w centrum zainteresowania teraz, kiedy rzuciła go
dziewczyna i został zmuszony do zmiany otoczenia.
- Zayn Malik – Chłopak wyciągnął dłoń w jego kierunku, po
raz pierwszy posyłając mu serdeczny uśmiech. – Największe ciacho w twojej
klasie.
Styles zdziwił się słysząc te słowa. Nie chodziło o
przedstawienie się jako przystojniaka, tylko o fakt, że właśnie poznał
pierwszego nowego „kolegę”.
- Harry Styles – oznajmił krótko, ale przyjaźnie. Uścisnęli
sobie wzajemnie dłonie.
Nawet nie zauważył kiedy i co najważniejsze jak dotarli pod
salę 306. Harry po raz kolejny poprawił krawat. Skrzywił się na myśl jak
sztywno wygląda w tym garniturze stojąc przy boku Malika, który choć był bardzo
atrakcyjny, w tym momencie wyglądał jak chodzący bałagan. Wtedy przypomniał
sobie, że przecież są już spóźnieni i natychmiastowo nacisnął klamkę.
Klasa wyglądała pospolicie. Przy biurku siedział mężczyzna
koło czterdziestki, prawdopodobnie pan Simworth, ich wychowawca. Był szczupły i
nawet przystojny, choć w jego płowej czuprynie można było dostrzec siwe włosy.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie – powiedział Harry
od razu na wejściu, po czym rozejrzał się po klasie szukając wolnej ławki.
Rozległy się wzdychania, szmery i ciche śmiechy, głównie dziewcząt.
- Robisz mi konkurencje – szepnął mu do ucha Zayn i poklepał
po plecach wyprzedzając go i zajmując ławkę na samym końcu pomieszczenia. Były
tam dwa wolne miejsca, więc Harry pod ostrzałem ciekawskich spojrzeń zajął
drugie krzesło.
- Pan Harry Styles o ile się nie mylę, tak? – Nauczyciel
biologii wydawał się być ciepłym człowiekiem, przez co chłopak powoli się
rozluźniał.
- Tak jest – odpowiedział poprawiając się w ławce.
- I Zayn Malik – wtrącił się brunet i pomachał do wszystkich
obecnych w klasie jak król do poddanych.
- To akurat wiemy – oznajmił pan Simworth, a po klasie
przebiegła fala smiechu. – Mam rozumieć, że spóźniliście się, bo oprowadzałeś
nowego kolegę po szkole? – spojrzał spod rzęs na dwójkę siedzącą na końcu.
Harry nie chciał się odzywać. Wciąż był spięty, zresztą
każdy by był dołączając do już zgranej klasy. Jego sąsiad z ławki jednak był w
nastroju do krótkiej pogawędki i właśnie taką urządził sobie z wychowawcą wśród
śmiechów i gwizdów innych uczniów. Po kilku minutach ze Stylesa spłynęło
napięcie i w końcu mógł przyjrzeć się bliżej swoim nowym kolegom i koleżankom.
Na pierwszy rzut oka wydawało mu się, że są tu sami przeciętni uczniowie, ale w
rogu sali dostrzegł jednego z kujonów z okularami na nosie i beznadziejną
fryzurą. Była też grupka a raczej „dwór” dziewcząt w markowych ciuchach,
okularach przeciwsłonecznych i mnóstwem bransoletek na rękach. Wśród nich była
piękna blondynka o długich nogach i magnetycznym spojrzeniu. Miała idealną cerę
i wyglądała jak milion dolarów. Harry wstrzymał oddech na jej widok, a prawy
kącik jego ust mimowolnie drgnął i powędrował w górę.
- Niezła laska, co nie? – podskoczył słysząc głos Malika,
który musiał już skończyć wymianę zdań z nauczycielem. Harry nie odpowiedział.
Może i była bardzo ładna, ale wciąż myślał o Patty. – Ale jest zajęta. Lepiej
uważaj, bo możesz oberwać od tego mięśniaka.
Osiemnastolatek nie palił się do flirtu, ale zainteresował
się wypowiedzią mulata. Szybko połączył fakty i poczuł jak nad jego głową
zapala się symboliczna żarówka.
- To ten koleś cię dzisiaj pobił? – zapytał przyciszonym
głosem i przygryzł dolną wargę w oczekiwaniu na odpowiedź, ale nie usłyszał
jej. Zayn udawał, że nie słyszał pytania. To tym bardziej utwierdziło go w
przekonaniu, że zgadł. Dlatego odpuścił sobie dalsze drążenie tematu i wrócił
do obserwacji klasy. Było też dwóch wyalienowanych metali w glanach i jeden
dresiarz. Harry nie lubił tego typu ludzi i wolał się trzymać od nich z daleka.
Odwrócił się w lewo i dostrzegł dobrze ubranego blondyna o delikatnych rysach
twarzy.
- Na tego też uważaj. - Tym razem nie dał się zaskoczyć i
tylko pokręcił niezrozumiale głową. – To pedał.
Harrego stać było tylko na wytrzeszczenie oczu i szybką
zmianę przedmiotu jego obserwacji. Tym razem jego wzrok padł na grupkę nawet
cichych dziewcząt. Widział już je dzisiaj., stały razem z jego sąsiadką.
Automatycznie wyciągnął szyję w poszukiwaniu drobnej brunetki. Była tam.
Siedziała pod oknem, podpierała brodę na łokciu i wyglądała na zamyśloną. Harry
ucieszył się na myśl, że zna już dwie osoby ze swojej nowej klasy. Chociaż
właściwie wciąż nie wiedział jak dziewczyna ma na imię. Mimowolnie spojrzał na
swojego sąsiada i napotkał jego szyderczy uśmiech.
- Nie dla psa kiełbasa – zacmokał. Chłopak czuł, że wygląda
na spragnionego informacji, dlatego czekał spokojnie bez zadawania pytań. –
Carly Bennet. Gardzi takimi jak my.
Harry nie bardzo rozumiał, co Malik chciał mu przez to
powiedzieć. Znów na moment oderwał od niego wzrok i zmierzył dziewczynę od stóp
do głów. Była nawet ładna, choć pyskata.
- Jak my? Czyli? – dopytywał starając się sprawiać wrażenie
obojętnego.
- Popularnymi, lubianymi, rozchwytywanymi. – z każdym słowem
Zayn pokazywał coraz większą część swoich białych zębów. Jednak Styles uważał,
że nie pasuje do niego żadne z tych określeń. Był po prostu nowym uczniem. Gdy
już spędzi trochę czasu w tej szkole, stanie się zwykłym szarym uczniem i
wpasuje się w masę. – Udaje zakonnice i całe dni siedzi w książkach. Znajdę dla
ciebie coś lepszego. – Jego uśmiech rozszerzył się do maksymalnych rozmiarów.
- Moglibyście chociaż udawać, że słuchacie? – Harry po raz
kolejny podskoczył. Nawet nie zauważył, kiedy nauczyciel przestał mówić i
znalazł się nad ich ławką. Jego karcący wzrok wskazywał na to, że mu
przeszkadzali.
- Przepraszam. – wymamrotał i spuścił wzrok, a jego sąsiad
przyjął obrażoną, trochę cyniczną postawę.
Pan Simworth chyba się tym zadowolił, bo kontynuował
wypowiedź.
- Także zmienia wam się tylko nauczyciel wychowania
fizycznego. – oznajmił donośnym głosem i wrócił na swoje miejsce przy biurku.
- Czyli pani Hollis zostaje? – Któryś z chłopaków podniósł
rękę i zapytał z dziwną nutą w głosie.
- Tak. – odpowiedział wychowawca, a po klasie znowu
przebiegł szmer, tym razem to faceci gwizdali i szeptali do siebie. Harry znów
posłał sąsiadowi pytające spojrzenie, Zayn również się uśmiechał.
- Nauczycielka angielskiego. Fajna dupa. – wymruczał
przeczesując palcami włosy. – A właśnie, wracając do tematu – rozprostował
palce, a Styles wciąż dziwił się obserwując aroganckie zachowanie kolegi.
Zastanawiał się, co go skłoniło żeby nawiązywać znajomość z kimś takim. Chociaż
kiedy się poznali jeszcze nie wiedział, jaki jest Malik. Właściwie to wciąż
prawie go nie znał, przecież zamienili ledwo parę zdań. – Jutro robię imprezę.
Przyjdziesz? Będzie niezła jazda. – jego głos był zachęcający.
Harry sam nie wiedział czy ma ochotę na zabawę. Z jednej
strony miał lekką depresję, a z drugiej chciał jak najszybciej zaaklimatyzować
się w nowym miejscu.
- Pomyślę. – posłał koledze lekki uśmiech i próbował skupić
się na słowach nauczyciela. Stwierdził, że nie zaszkodzi mu pójść i zobaczyć
jak to wygląda. Przecież zawsze mógł się wcześniej wymknąć. Rozważał wszystkie
za i przeciw, a w tym czasie pan Simworth zakończył swoje wystąpienie. Na
koniec podał uczniom plan lekcji i Harry nawet nie zauważył, kiedy inni zaczęli
wychodzić z klasy. Nawet Malik gdzieś zniknął. Chłopaka znowu ogarnął niepokój.
Nadal nie wiedział jak dotarł do tej sali, więc nie wiedział też jak wrócić.
Wśród grupki dziewcząt odszukał wzrokiem Carly i szybko wstał by podążyć za
nimi. One na pewno wyprowadzą go z tego labiryntu. Wibrujący w jego kieszeni
telefon świadczył o tym, że ojczym czekał już na niego przed szkołą. Po
dosłownie minucie i przejściu kilku korytarzy wyszedł na dwór, a grupka przed
nim się rozproszyła. Carly została sama i szła w stronę parkingu. Harry ją
dogonił. Skrępowany położył dłoń na jej ramieniu i obrócił o sto osiemdziesiąt
stopni. Dziewczyna nie wyglądała na zdziwioną. Patrzyła na niego wyczekująco i
tupała nogą.
- Yyyy – Harry zaciął się. Dopiero wtedy, stojąc tak blisko
niejw tym świetle, zauważył jak piękne, pełne usta posiada panna Bennet. Zebrał
się w sobie i zapytał drżącym głosem:
- Podwieźć cię? Joe…mój ojczym po mnie przyjechał.
- Nie dzięki. Jestem samochodem. – odpowiedziała bez emocji,
a Harry poczuł jak się czerwieni. Głupio się czuł, kiedy dziewczyna prowadziła
samemu, a on potrzebował szofera. Właśnie się odwracała, ale chciał zapytać o
coś jeszcze.
- Idziesz na imprezę do Malika?
Carly wyglądała jakby zaraz miała roześmiać mu się prosto w
twarz. Niby wiedział, że to zupełnie do niej nie pasuje i nie będzie jej tam,
ale chciał mieć pewność. Nie chciał się z nią umawiać, nie o to chodziło. Po
prostu potrzebował kogoś, z kim będzie mógł pogadać w tym nowym, obcym mu
miejscu. Dodatkowo ich znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze, musiał to jakoś
naprawić.
- Nie. To nie moje klimaty. – odpowiedziała po dłuższym
namyśle, powstrzymując się od zdradzania jakichkolwiek emocji. Rzeczywiście gardziła
popularnością. – Ale tobie też odradzam. To nie jest dobre towarzystwo – dodała
kładąc nacisk na przedostatni wyraz.
----------------------
Jest! Nie wiem, czy ktoś czekał, czy nie, ale mam nadzieję, że jednak tak xD Nie będę się rozpisywać zbytnio. Nie będę też zdradzać fabuły, czy sekretów, ale myślę, że jeszcze nie raz zaskoczy Was ta historia ;)
Choć czekałam noooo... dość długo xD To OGROMNE PODZIĘKOWANIA kieruję do mojej Bety --> DemStory ;* <3
P.S: Skromnie proszę o szczere komentarze. To jest dla mnie naprawdę ważne. Nie bójcie się krytykować, czy chwalić ;p Śmiało wyrażajcie swoje opinie ;)
Kocham to opowiadanie, a dopiero sie rozkręca. Jest naprawde świetne, czekam na następne :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. jak byłam oczarowana postacią Harrego to teraz zmieniam front i staję się fanką Zayna. Uśmiech nie schodził mi z twarzy jak on się odzywał.
OdpowiedzUsuńświetnie , świetnie xx
OdpowiedzUsuń