Anne
Cox bardzo bała się tej przeprowadzki. Jednak teraz mogła przyznać z czystym
sercem, że nie było tak źle. Wynajęta przez nią firma spisała się na medal.
Wszystko było już zapakowane w kartony i czekało w ciężarówce na przewóz.
Wiadomość o wyjeździe z Holmes Chapel spadła
na ich rodzinę jak grom z jasnego nieba. Choć Joe Milward czuł, że niebawem go
awansują, nie spodziewał się, że przeniosą go do siedziby w Londynie. O rozłące
nie było mowy. Mimo, że Joe był drugim mężem Anne, a dwójka jej dzieci była z
poprzedniego małżeństwa, tworzyli kochającą się rodzinę. Chociaż praktycznie każdy
z nich miał inne nazwisko. Niby dwudziestoletnia Gemma Styles od zawsze chciała
się wyrwać z tej „zabitej dechami” dzióry, ale w głębi serca i jej było przykro,
że musi się z nią pożegnać. Inaczej sprawa wyglądała z jej młodszym o dwa lata
bratem Harrym. Przez długi czas buntował się. Nawet uciekł z domu na znak
protestu. Podjął też próbę głodówki, ale jego plan zakończył się
niepowodzeniem. Harry za bardzo kochał kuchnię swojej mamy. Jednak w końcu
musiał się poddać. Przynajmniej próbował. Co go tak tu trzymało? Na pewno nie
malownicze krajobrazy. Po prostu tutaj czuł się dobrze. Miał kolegów,
dziewczynę; wszyscy go znali. Tutaj chodził do szkoły, grał w piłkę na boisku,
chodził na samotne spacery po odległych ścieżkach. W Holmes Chapel życie mijało
mu spokojnie i beztrosko, dlatego nie rozumiał, dlaczego miałby opuszczać to
miejsce.
Stojąc na środku swojego już prawie
pustego pokoju, nadal nie mógł pogodzić się z tą myślą. Był przyzwyczajony do
tych wiecznie zabałaganionych kilku metrów kwadratowych. Nie widział jeszcze
ich nowego mieszkania, ale liczył na to, że uda mu się odtworzyć stary wygląd.
Jeszcze raz z uczuciem melancholii rozejrzał się. Chłonął każdy szczegół, badał
fakturę mebli, ścian, a nawet próbował zapamiętać unoszący się w powietrzu
zapach. Po paru minutach ciężko westchnął i opuścił swój pokój, a potem dom by
udać się na ostatnie przed wyjazdem spotkanie z Patricią.
Z kolegami już zdążył się pożegnać
tradycyjnie udając się do pubu na „małe piwo”, co jak zwykle skończyło się
wielkim kacem następnego ranka. Z nimi było łatwiej, na wesoło, wśród wygłupów
i wspomnień. Oni wszyscy potraktowali to raczej jako kolejny męski wypad. Jednak
do parku Queensberry szedł z niemal krwawiącym sercem. Z Patricią poznali się w
szkole, a byli parą od ośmiu miesięcy. Nie wiedział czy była „tą jedyną”, ale
na pewno był z nią szczęśliwy. Tylko przez jeden naprawdę krótki moment
pomyślał, żeby zakończyć ten związek zanim wyjedzie, ale szybko puknął się w
czoło i zaczął układać plany odwiedzin i codziennych rozmów przez Skype. Oboje
wiedzieli, że będzie ciężko, ale to Harry był optymistą. Dlatego
tak obawiał się zbliżającego spotkania. Jednak gdy skręcił w Aleję Wildrush i ujrzał
dobrze mu znaną sylwetkę, na jego twarzy pojawił się pełen nadziei uśmiech.
Przyspieszył kroku, ale starał się iść cicho by Patricia nie zauważyła go.
Potargał loki jak miał w zwyczaju i niepostrzeżenie objął zgrabną blondynkę, by
po chwili złożyć na jej ustach delikatnego całusa.
-
Przestraszyłeś mnie – Trzepnęła go w ramie cicho się śmiejąc.
-
O to chodziło – Harry puścił do niej oczko. – To co najpierw? Kawa? Lody?
Chciał
zrobić wszystko, aby to spotkanie nie miało do końca nastroju żałobnego. Chciał
odłożyć najtrudniejszą dla nich część na sam koniec. Złapał ją za rękę i
pociągnął w stronę przeciwną do drogi prowadzącej do parku.
-
Może po prostu spacer… - Patty uśmiechała się, ale Harry znał ją zbyt dobrze,
żeby myśleć, że wszystko jest w porządku.
Nie
chciał kolejnej sprzeczki, które ostatnio były stałym punktem programu, dlatego
rozluźnił uścisk i dał się zaprowadzić w Aleję Queensberry. Przez całą drogę
nie odzywali się do siebie. Harry czuł dziwny ucisk w żołądku, co nie
zwiastowało nic dobrego. Niby wiedział, że będą musieli się pożegnać, ale
przecież nie rozstawali się. On po prostu wyjeżdżał ponad dwieście kilometrów
stąd. Przecież to nie jest jakaś bardzo duża odległość. Pomyślał, że kobiety są
bardziej emocjonalne i to go trochę uspokoiło. Poprawił ich splecione dłonie i
gdy wchodzili do parku, odezwał się.
-
Wiesz, jaki mój pokój zrobił się duży, kiedy zabrałem swoje rzeczy? – zagaił.
Próbował
się rozluźnić, ale Patricia nawet na niego nie patrzyła. To nie pomagało.
-
Zawsze miałeś tam bałagan, więc nie mogłeś się o tym przekonać – To był żart,
ale nie zabrzmiał zabawnie. Dziewczyna mówiła przyciszonym głosem, a jej
spojrzenie wędrowało gdzieś daleko w poszukiwaniu wolnej ławki. To były ostatnie
dni wakacji. Ludzie powychodzili z domów by spędzić wczesne popołudnie na świeżym powietrzu.
Musiała w końcu znaleźć jedną, bo przyspieszyła kroku. Harry pozwolił się jej poprowadzić
do wypatrzonej ławki. Prawie z ulgą na nią opadł. Czuł, że zbliża się ten
nieuchronny moment. Już nie musiał na niego czekać.
-
Nie usiądziesz? – spytał lekko zachrypniętym głosem. Patricia chodziła przed
nim w te i z powrotem. Słysząc jego głos zatrzymała się, ale nadal była
wpatrzona w jakiś punkt w oddali. Harry nie wytrzymał i pociągnął ją za rękę w
taki sposób, że dziewczyna opadła bezwładnie obok niego. Pisnęła w akcie
protestu, ale zignorował to.
-
Przecież będziemy do siebie dzwonić… Damy radę. – Słysząc swój pewny głos, zdał
sobie sprawę, że naprawdę poradzi sobie z przeprowadzką. Zależało mu na tym związku
jak na żadnym wcześniej, ale uczuć blondynki nie był już taki pewny.
-
No nie wiem… - Patricia mówiła głosem bez wyrazu wykręcając przy tym palce u
dłoni.
-
Ja rozumiem, że jesteś przyzwyczajona do codziennych spotkań ze mną, ale
przynajmniej będziemy mieli okazję trochę za sobą zatęsknić.
Harry
próbował ją przekonać, ale nie szło mu zbyt dobrze. Musiał się bardziej
postarać. Zmienił pozycję. Chciał zmusić ją, by w końcu spojrzała mu w oczy.
Wstał i ukucnął przed nią tak, że ich kolana stykały się ze sobą. Ujął jej
drżące dłonie i utkwił w jej twarzy pełne uczucia spojrzenie.
-
Będę codziennie do ciebie dzwonił. Wyznaczymy sobie całotygodniowy grafik
rozmów na Skype – lekko się uśmiechnął – Będę myślał o tobie w każdej
sekundzie, odliczał godziny do naszego spotkania. Uda się…Wszystko sobie
przemyślałem i…
Właśnie się rozkręcał, kiedy Patricia mu
przerwała.
-
Ja też.
-
Ale co? – Dziewczyna zbiła go z tropu. Czy musiała odezwać się i do tego tak
stanowczym tonem akurat wtedy, kiedy prawie chciał jej wyznać miłość?
-
Nie możemy już być razem.
Po
tych słowach chciał wykrzyczeć jej w twarz jeden wielki znak zapytania, ale powstrzymał
się. Zaczął spazmatycznie oddychać. Nie wiedział, co powiedzieć, ale w końcu
oprzytomniał.
-
Musimy chociaż spróbować – wydukał cicho.
Patty
przypominając ducha wstała i omijając go stanęła tyłem kilka metrów od ławki.
Harry spiął wszystkie mięśnie. Jak mógł ją jeszcze przekonać? On wierzył, że
związek na odległość ma szansę przetrwania. W takim razie czego zabrakło
Patricii, że ona nie mogła uwierzyć? Był zdeterminowany i gotowy na odparcie
każdego z jej argumentów. Podszedł do niej powoli, ale stanowczo i uniósł kciukiem jej podbródek.
-
Patty, czego się boisz?
Temu
spojrzeniu trudno było się oprzeć. Harry dobrze o tym wiedział, bo wiele
dziewczyn potrafiło roztkliwiać się nad jego zielonymi oczami. Jednak na
Patricię nie zawsze to działało. Właśnie dlatego ten związek trwał już dużo
dłużej niż poprzednie. Ona potrafiła mu odmówić. Tym razem również. Chwyciła
jego dłoń i poprowadziła wzdłuż jego tułowia. Nie chciała żeby używał swoich
sztuczek. Nie w tak poważnej rozmowie.
-
Nie o to chodzi – przygryzła wargi. Harry wiedział, co to oznacza. Bardzo się
denerwowała. – Nie rozumiesz…
-
A co tu jest do rozumienia? – wszedł jej w słowo. On też powoli tracił nad sobą
panowanie.
-
Nie możemy być razem, bo nie chcę już z tobą być. Mam kogoś innego – oznajmiła,
a każde z jej słów boleśnie trafiło chłopaka w sam środek.
Mimo wszystko, ta informacja do końca do niego nie docierała. Zmagał się sam ze sobą.
Przypominał sobie ostatnie dni; chwile spędzone z blondynką, ale nie potrafił
zaprzeczyć. Coś było nie tak. Ale co? Musiał poznać prawdziwy powód.
-
Nie wierzę ci – kręcił niespokojnie głową tak, że jego loki rozsypały się i jeden uroczo
opadł mu na czoło. Normalnie na pewno by go poprawił, ale teraz miał na głowie
jedną z najważniejszych rozmów w jego życiu. Przynajmniej tak mu się wtedy
wydawało. – Jeśli to jest pretekst żebym pozwolił ci odejść i mógł spokojnie
wyjechać – na samą myśl o takim „zagraniu” po jego twarzy przebiegł grymas – to
twój plan nie wypali.
Jego
słowa nie zrobiły specjalnego wrażenia na Patty. Wciąż stała przed nim z
podobną miną. Może trochę posępniejsza.
-
Harry, nie chciałam cię zranić. To się po prostu stało. Poznałam pewnego
chłopaka, a moje uczucie do ciebie wygasło…
-
Tak, może jeszcze dodaj: „wygasło jak płomień topniejącej świecy” – roześmiał
się gorzko. – Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.
Styles
prawie krzyczał. Wiedział, że to już koniec, ale bronił się przed tym
rękami i nogami. Wmawiał sobie, że to nie prawda. Choć wszystko za tym
przemawiało.
-
To uwierz – rzuciła. - Odwróć się.
Widzisz tego chłopaka? O tam? - wskazała palcem.
Harremu
zajęło kilka sekund poruszenie zesztywniałymi mięśniami. Ale gdy w końcu
spojrzał za siebie, kolana się pod nim ugięły. Rzeczywiście. Kilkanaście metrów
od nich, w bocznej alejce parku, na ławce siedział zdenerwowany
trzecioklasista, członek drużyny piłkarskiej, niejaki Jaden. Chłopak poczuł
nieprzyjemny ucisk w żołądku. To musiał być ON. Wyraźnie spoglądał w ich
kierunku, jakby na coś czekał. Harry zacisnął pięści i spojrzał po raz ostatni
na Patricię.
-
Piłkarz? Czemu akurat on? – Tylko tyle był w stanie wykrzesać patrząc w jej oczy.
Dopiero gdy odwrócił się i odszedł kilka kroków, dodał ciche „żegnaj”.
-
Nie! Tam jest mój ulubiony wazon! – Krzyk Anne rozbrzmiał na cały parter, kiedy
Harry położył, a raczej rzucił kolejny karton na podłogę.
-
Nie ja powinienem to nosić – warknął.
Od
spotkania z Patricią minęło kilka godzin, a on nadal miotał piorunami. Do tego,
mama wydała mu polecenie rozpakowania bagażnika samochodu. Według niego od tego
była firma przeprowadzkowa, ale oni w tym momencie zajmowali się wielką
ciężarówką, załadowaną po brzegi kartonami. Tak więc pani Cox chciała, aby to
jej syn zajął się rzeczami z samochodu. Były tam pamiątki rodzinne i inne w jej
mniemaniu wartościowe przedmioty. Myślała, że Harry obędzie się z nimi
delikatniej. Niestety, bardzo się myliła. Styles nie mógł popaść w rozpacz. To
nie było w jego stylu, dlatego postawił na złość.
-
To, że rozstałeś się z dziewczyną, nie znaczy, że masz się wyładowywać na mnie.
– Kobieta oznajmiła rodzicielskim tonem i klepnęła go w prawe ramię.
To
nie pomogło. Chłopak jeszcze bardziej się zdenerwował i teraz zmierzał
energicznym krokiem w stronę Audi A4. Klął przy tym pod nosem, a na jego czole
pojawiła się podłużna zmarszczka.
-
Jak coś jej się nie podoba, to zaraz sama będzie to dźwigać – wymamrotał
chwytając obiema rękoma kolejne tajemnicze pudełko.
Akurat
się obracał, kiedy ktoś bardzo niezdarny zastąpił mu drogę. Harry niechcący
nadepnął tego kogoś i upuścił z głośnym brzęknięciem pakunek.
-
Auuuu! – usłyszał.
Był
to pisk dziewczyny. Średniego wzrostu brunetki z szeroką, prostą grzywką i
włosami minimalnie za ramiona. Miała pełne strachu zielone oczy, które w tym
momencie świdrowały Harrego.
-
To bolało… – Rozmasowała stopę pochylając się lekko, a chłopak zwrócił uwagę na
turkusową bluzeczkę, która ładnie opinała jej biust.
-
Trzeba uważać, jak się chodzi – Mimo wszystko Harry nie był w nastroju do
flirtu.
-
Gdybyś nie gadał do siebie, nic by się nie stało – odgryzła się.
-
Gdybyś patrzyła pod nogi, to też by się nic nie stało - posłał jej jeden ze
swoich firmowych uśmiechów.
-
Dupek.
-
Co proszę? – udawał, że nie dosłyszał.
-
Dupek.
Prychnął
i nonszalancko pochylił się by podnieść karton, który upuścił.
-
Pokraka. – pokręcił głową wciąż się uśmiechając.
-
Arogancki dupek. – Dziewczyna nie dawała za wygraną.
-
Upierdliwa pokraka
-
O nie, teraz to przesadziłeś! – podniosła na niego głos wyższy o kilka oktaw i
ruszyła wściekle przez chodnik. Harry nie miał już ochoty się z nią droczyć,
dlatego prychnął jeszcze raz i skierował się do drzwi. Już miał przekroczyć
próg, kiedy coś go tknęło i spojrzał przez ramię.
-
Świetnie – wydukał, kiedy zauważył oburzoną brunetkę wchodzącą do domu obok. Nie
ma to jak dobre kontakty z nowymi sąsiadami.
----------------------
Pewnie myślicie, że oszalałam. Tak, to jest nowe, kolejne opowiadanie, ale nie potrafiłam inaczej. Ten pomysł nie dawał mi spokoju. Chciałam odłożyć to na wakacje, albo na jeszcze później, ale ciągle o tym myślałam. Więc musiałam zacząć pisać... Wyszło, no sami widzicie jak. Oczywiście jest to dopiero pierwszy rozdział, ale będę wdzięczna jeśli wyrazicie swoją opinię w komentarzu. To dla mnie bardzo ważne, jeśli mam kontynuować tą historię, a uwierzcie, że mam na nią ogromną wenę ;)
P.S: Jeszcze raz chcę podziękować dwóm Monikom (Onllly_ i RoOck) za wsparcie i ogromną pomoc ;) Dzięki dziewczyny! <3
Genialny pierwszy rozdział .! ..Czekam na na drugi .! <13
OdpowiedzUsuńFantastyczny <3 Czekam na next ^^
OdpowiedzUsuńhmm... podoba mi się i to bardzo :) ciekawie się zaczyna i jestem ciekawa co dalej :) mogłabyś informować mnie na gg? 10309285, byłabym wdzięczna :) i czekam na ciąg dalszy ^^
OdpowiedzUsuńAleż nie ma za co.
OdpowiedzUsuńFajnie się zaczyna. Pisz szybko dwójkę. ;)
Bardzo mi się podoba rozdział i czekam na ciąg dalszy. Coś mam wrażenie, że z nową sąsiadką Harrego będzie dość ciekawie ;)A za szablon to nie ma za co; ważne, że się podoba, to liczy się najbardziej ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy już gdzieś to pisałam (znaczy czy pod prologiem), ale jakby co to informuj mnie na gg ;)
Hej ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie sie zapowiada ;) Zazwyczaj nie czytam opowiadań 1D, ale chyba zmienię zdanie :) Jak na sam początek, to całkiem ciekawie. Bardzo realistycznie przedstawiłaś uczucia przy rozmowie Harrego z (teraz już byłą) dziewczyną. Swoją drogą, jak ona mogła go zostawić dla piłkarza?! Ahhh, te baby! Coś czuję, że jeszcze będzie tego żałowała ;P
Ale pojawiła się też dość charakterna sąsiadka, która chyba jeszcze pokaże, na co ją stać ;)
Pozdrawiam i wolnej chwili zapraszam do siebie :)
Delight
ciekawie się zapowiada ;]] tylko szkoda mi że się rozstali ..
OdpowiedzUsuń